skip to Main Content
tybet

Tybet. Informacje praktyczne – dojazd, ceny, trasa, pozwolenia

Co Wam przychodzi do głowy kiedy pomyślicie „Tybet”? Poczciwa uśmiechnięta twarz Dalajlamy czy blond czupryna Brada Pitta, który 7 lat siedział w Tybecie? Niektórzy pomyślą pewnie o chińskiej okupacji, brutalnych przesłuchaniach, exodusie i Lhasie, która do dzisiaj jest turystyczną mekką. W tym poście chciałabym rozwiać wiele wątpliwości, a także pokazać, że Tybet można łatwo i tanio zobaczyć na własną rękę.

Tybet czy Tybetański Region Autonomiczny?

Tybet to więcej niż Tybetański Region Autonomiczny (TRA) ze stolicą w Lhasie, choć właśnie to przeciętny Europejczyk rozumie za Tybet. W rzeczywistości Tybet jest tożsamy z obszarem Wyżyny Tybetańskiej, w skład którego wchodzą trzy historycznie tybetańskie regiony: U-Tsang, Amdo i Kham. Obejmują one zarówno obszar TRA jak i Tybetańskich Prefektur Autonomicznych (znajdujących się na terenie chińskich prowincji Qinghai, Gansu, Syczuan i Yunnan). Ta tożsamość opiera się nie tylko na geografii, ale przede wszystkim na kulturze.

Tibet landofsnows.com
Historycznie i kulturowe tybetańskie tereny na tle mapy Chin Źródło: www.landofsnows.com

Jeśli zapytamy Chińczyka będącego w tybetańskim mieście Litang (leży ono w prowincji Syczuan) czy znajduje się w Tybecie, z godną pozazdroszczenia pewnością siebie, odpowie, że znajduje się w Chinach.

Jeśli zaś zapytamy się o to samo Tybetańczyka mieszkającego w Litang, odpowie, że jesteśmy w Tybecie, zaś on nie jest Chińczykiem, lecz Tybetańczykiem. Dlatego warto wykazać się delikatnością i nie urazić uczuć mieszkańców kiedy podróżujemy po tybetańskich obszarach Chin. Dobrze pamiętać również, że nawet jeśli nie uda się wjechać do TRA, można posmakować tybetańskiej kultury w prowincjach Qinghai, Syczuan i Yunnan. A jeśli nie straszne Wam długie drogowe odyseje, to gorąco polecamy indyjski Ladakh – niesamowitą mieszankę zjawiskowych krajobrazów i wspaniałych ludzi w buddyjskiej atmosferze. Więcej o Ladakh tutaj.

Tybet jest trudny do zdefiniowania, zderzają się tutaj conajmniej dwa punkty widzenia.

Zdaniem ChRL, Tybet to wyłącznie Tybetański Region Autonomiczny, który w rzeczywistości obejmuje jedynie ok. 50% Wyżyny Tybetańskiej, a zamieszkuje go tylko ok. 40% Tybetańczyków chińskiej narodowości. Dla samych Tybetańczyków, Tybet obejmuje prawie cały obszar Wyżyny Tybetańskiej, czyli ziemie, z którymi Tybetańczycy są związanie od setek lat. Tradycyjnie Tybet składał się z trzech regionów. U-Tsang (དབུས་གཙང་) uznawany jest za serce Tybetu i znajduje się całkowicie w granicach TRA. Amdo (ཨ༌མདོ་) obejmuje północno-wschodnią część Wyżyny Tybetańskiej.

To dzisiejsze chińskie prowincje Qinghai, południowo-zachodnie Gansu i północny Syczuan. Blisko 25% populacji tybetańskiej zamieszkuje Amdo. Kham (ཁམས་) znajduje się w południowo-wschodniej części Wyżyny Tybetańskiej i i obejmuje tereny TRA, południowej części prowincji Qinghai, zachodnią część Syczuanu i północno-zachodnią część Yunnau.

Jaka jest różnica między TRA a resztą Tybetu?

Aby wjechać do TRA niezbędna jest pomoc agencji. Musi ona wyrobić specjalne pozwolenie, a także zadbać o to, abyśmy podróżowali w towarzystwie oficjalnego przewodnika w wynajętym samochodzie z kierowcą. Jest to dość kosztowna impreza, a cena rośnie jeśli zależy nam na niezależności i nie chcemy dzielić kosztów pozwolenia, przewodnika i samochodu. Należy mieć również na uwadze, że TRA jest ogromnie popularny wśród turystów, w tym również wśród turystów chińskich, którzy mogą zwiedzać TRA bez żadnych obostrzeń i pozwoleń.
Regiony, które znajdują się poza granicami TRA, są otwarte dla obcokrajowców, co oznacza, że (prawie) bez żadnych ograniczeń możemy zwiedzać Tybet na własną rękę. Tak właśnie postanowiliśmy zrobić my.

Tybet na własną rękę


Po kalkulacji kosztów i choć zobaczenia Lhasy było marzeniem Victora od zawsze, musieliśmy zrezygnować z odwiedzenia TRA. Postawiliśmy na tybetańską część prowincji Gansu, Syczuan i Yunnan. Tak czy inaczej dzielimy się z Wami naszą wiedzą na temat obydwu opcji.


Tybetański Region Autonomiczny – Tybet z pozwoleniem

Ile kosztuje wycieczka do TRA?

Tak jak napisałam powyżej, do TRA nie da się wjechać bez pozwolenia. Kontrole na drogach znacznie się nasiliły w ostatnich latach i wszyscy zgodnie odradzali nam nielegalne próby przedostania się do Lhasy i okolic. Posłuchaliśmy głosu rozsądku. Jeśli jednak potrzebne jest pozwolenie to jak je zdobyć i ile kosztuje wycieczka do TRA?
Podane poniżej ceny są w RMB. Przybliżony kurs z 17 lutego 2017: 100 RMB = 15$
Dane zaczerpnęłam z genialnej strony o Tybecie prowadzonej przez przesympatycznego Tybetańczyka o imieniu Lobsang, wspaniała baza wiedzy, dla ciekawych klik tutaj.

Przykładowa i szacowana cena 10-dniowej wycieczki z Lhasy do bazy pod Mount Everestem dla grupy 4-osobowej. Trasa: Lhasa–>Yamdrok Lake–>Gyantse–>Shigatse–>Sakya–>Everest Base Camp–>Lhasado. Najtańszy wariant.

Pozwolenia

Tibet Travel Permit – 350 – 700 RMB/osoba.

Dodatkowe pozwolenia (konieczne lub nie, w zależności od konkretnego miejsca w TRA, do którego się wybieramy):

Alien Travel Permit (50 RMB/os.)

Military/Foreign Affairs Permit (400 – 800 RMB/os.)

Jedyny sposób, żeby zdobyć pozwolenie to skontaktować się z rzetelną agencją, koniecznie z wyprzedzeniem, najlepiej 4 – 6 tygodni przed planowanym przyjazdem/przylotem.

Suma w najtańszym wariancie: 115 $ /osoba

3200 RMB dla 4 osób = 460 $

Przewodnik

Usługi przewodnika to koszt rzędu 250 – 300 RMB/dzień – niezależnie od ilości osób w grupie.

Suma w najtańszym wariancie: 90 $ / osoba

250 RMB x 10 dni dla 4 osób = 360 $

Samochód z kierowcą

Największy wydatek i niestety absolutnie konieczny. Obcokrajowcy nie mogą poruszać się po TRA autobusami za wyjątkiem komunikacji miejskiej i taksówek w Lhasie. Obowiązkowo trzeba wynająć samochód z kierowcą. Cena zależy od samochodu i trasy. Dla naszej przykładowej 10-dniowej trasy to koszt 10000 – 14000 RMB/samochód.
Standardowy samochód to minibus lub toyota landcruiser mieszcząca cztery osoby.

Suma w najtańszym wariancie: 375 $ /os.

10000 RMB (1500$) dla 4 osób

10-dniowa wycieczka po Tybecie = 580 $ / osoba

Dodatkowe koszty

  • zakwaterowanie (minimum 80 – 100 RMB za prosty dwuosobowy pokój)
  • wyżywienie (minimum 30 – 50 RMB jeśli stołujecie się w małych lokalnych knajpkach)
  • bilety wstępu do najważniejszych atrakcji na trasie do bazy pod Mount Everestem – w sumie ok. 200 $ / osoba

Jak się dostać do TRA

Samolotem – do Lhasy z Katmandu w Nepalu lub z wielu miast w Chinach (Chengdu, Xining, Lanzhou, Xiahe, Pekin, Chongqing, Xi’an, Kunming).

Pociągiem – do Lhasy z Xining, Lanzhou, Chengdu, Chongqing, Pekinu, Szanghaju i Kantonu.


Tybet na własną rękę

W Tybecie spędziliśmy ponad trzy tygodnie. Poruszaliśmy się głównie autostopem, choć nie obeszło się też bez autobusów. Zaczęliśmy w prowincji Gansu, a skończyliśmy na Yunnanie, najwięcej czasu spędzając w Syczuanie.

Nasza trasa

Xiahe

W Xiahe (chińska nazwa, tybetański odpowiednik to Labrang) spędziliśmy trzy dni. To dobre miejsce na aklimatyzację, a także pierwszy kontakt z kulturą tybetańską. Największą atrakcją Xiahe jest ogromny klasztor, Labrang. Właściwie to, czym jest dzisiejsze Xiahe, to zabudowania, które powstały dookoła klasztoru. Miasto podzielone jest dwie wyraźne części – tybetańską (klasztor i uboga tybetańska wioska) i chińską (nowoczesne miasto). W Xiahe spędziliśmy trzy dni, a naszą relację możesz przeczytać tutaj.

Nocleg:
Tara Guesthouse (80 RMB dwójka ze wspólną łazienką)

Tybet na własną rękę
Jeden z wielu budynków na terenie klasztoru Labrang w Xiahe

Langmusi

Langmusi znajduje się na granicy prowincji Gansu i Syczuanu i ten fakt jest sprawnie wykorzystywany przez mieszkańców aby przyciągnąć turystów. Samo miasteczko jest niewielkie i bardzo przyjemne, choć turystyczne. Nie brakuje sklepów, tanich hoteli i restauracji serwujących dania zarówno tybetańskie jak i syczuańskie, a nawet zachodnie. Największą atrakcję stanowią dwa klasztory buddyjskie – Sertri, imponujący kompleks po stronie prowincji Gansu, finansowany z funduszy państwowych i ciagle unowocześniany; i Kirti, uboższy, bo funkcjonujący tylko dzięki prywatnym datkom i biletom wstępu.

Tybet na własną rękę Langmusi
Biedniejszy klasztor Kirti

W Langmusi spędziliśmy cztery dni, w tym jeden dzień w pobliskiej Zhagana.

Nocleg:
Chiński hotel bardzo blisko klasztoru Kirti (90 RMB, bardzo ładna dwójka z prywatną łazienką)

Zhagana

Przyjemna alternatywa dla Langmusi, albo dobra opcja na jednodniową wycieczkę. Piękne widoki i dużo możliwości dłuższych i krótszych spacerów. Do niedawna okolice Zhagana były powszechnie dostępne, w tej chwili pobiera się opłaty wstępu na okoliczne szlaki. Spacer po samej wsi jest nadal darmowy, ale trudno powiedzieć czy długo tak pozostanie.

Cena: 50 RMB / osoba (dołączyliśmy się do innych turystów i razem, w siedem osób, wynajęliśmy taksówkę)

Langmusi —> Zoige —> Songpan —> Chengdu —> Leshan

Autobusowo-pociągowy wizowy maraton. Z Langmusi pognaliśmy do Songpan, w którym podobno przedłużano wizy bez zbędnych ceregieli. Niestety tylko do 2015 roku. Powiedziano nam, żebyśmy jechali do Chengdu. Pojechaliśmy, zupełnie niepotrzebnie, bo przedłużenie wizy zajmuje aż siedem dni roboczych, a w leżącym o godzinę drogi Leshan, wizę przedłuża się w zasadzie od ręki. Mądry Polak po szkodzie. Zmarnowane 4 dni i sporo pieniędzy na szybkie przemieszczanie się autobusem i pociągiem.

Leshan
W Leshan poza czekaniem na wizę przede wszystkim jedliśmy. Głównie w budce tego pana

Songpan jest bardzo przyjemnym miasteczkiem, z rozbudowaną (i tanią) bazą hotelową i gastronomiczną. Otoczone górami, jest popularne ze względu na oferowane konne trekkingi. Niestety spędziliśmy tutaj tylko jeden dzień, bo goniły nas wizowe formalności. Songpan jest bardzo popularne wśród chińskich turystów.

Noclegi:

Songpan – chiński hotel (70 RMB za super dwójkę)

Chengdu – Mix Hostel (30 RMB / osoba w 4 – osobowym dormitorium)

Leshan – hotel Lecheng (120 RMB / dwójka) – super standard, obsługa mówiąca trochę po angielsku i dokumenty rejestracyjne potrzebne do przedłużenia wizy od ręki i bez problemu.

Kangding

Po niepozbawionej przygód jeździe autostopem, dojechaliśmy do Kangding, uważanego za bramę wjazdową do Tybetu. Łatwo się tu dostać zarówno z Leshan jak i z Chengdu (regularne połączenia autobusowe). To chińskie małe miasto ze sporą populacją tybetańską. Przyjemne, choć głośne i dość zatłoczone, szczególnie chińskimi turystami.
Wybraliśmy się na kilkugodzinny trekking prowadzący z naszego hostalu na pobliskie pastwiska. Droga jest doskonale zaznaczona w aplikacji maps.me.

Tybet na własną rękę
Okolice Kangding pełne są przyjemnych tras trekkingowych

W Kangding spędziliśmy dwa dni.

Nocleg:
Zhilam Hostel – 45 RMB / osoba w dormitorium.
Okazało się, że w Kangding niełatwo o czysty i tani pokój. Dwójki, które oglądaliśmy w centrum miasta pozostawiały wiele do życzenia. Ostatecznie wdrapaliśmy się na pobliskie wzgórze i postawiliśmy na hostal prowadzony przez małżeństwo Amerykanów. Było warto, mimo dość wysokiej ceny. Muszę dodać, że w 7-osobowym dormitorium byliśmy jedynymi gośćmi.

Tagong

Z Kangding do Tagong przejechaliśmy minibusem z parą Szwajcarów i Irlandką, poznanymi w hostelu. Udało nam się zbić cenę i zamiast 50 RMB za osobę, zapłaciliśmy 40 RMB. Piękna i malownicza trasa.
Tagong to mała wioska leżąca wokół drogi łączącej Kangding i Ganzi. Po wielu „ochach” i „achach” nieco nas rozczarowało, ale być może dlatego że odezwała się kontuzja Victora z Nepalu i zamiast wybrać się na trekking, mogliśmy co najwyżej spacerować po wsi. Obiektywnie patrząc Tagong jest urocze, otoczone łagodnymi wzgórzami, zielone, choć byliśmy w drugiej połowie października.

O Tagong i o podróżniczej hipokryzji pisałam tutaj.

Poza dwoma klasztorami, ważną atrakcją jest kawiarnia Khampa Art Cafe prowadzona przez Maksa, sympatycznego Czecha, który parę lat temu przyjechał do Tagong, zakochał się i został.
W Tagong spędziliśmy jeden dzień.

Nocleg:
Jya Drolma and Gayla’s Guesthouse 30 RMB / osoba w dormitorium
Wielołóżkowe dormitorium tylko dla nas. Dość podstawowe warunki i wspólna łazienka.

Ganzi

Po ciekawym autostopie, okropnym pierwszym wrażeniu i ogromnych problemach ze znalezieniem noclegu, Ganzi nas zachwyciło. W porównaniu do Tagong, Ganzi jest dużym miastem, z wyraźnie wydzieloną częścią chińską i tybetańską. Zatrzymaliśmy się w tej drugiej i było pięknie!

Więcej o Ganzi tutaj.

Tybet na własną rękę Ganzi
Wystarczy uciec z głośnego centrum, a Ganzi staje się cichym i przyjemnym miasteczkiem

W Ganzi spędziliśmy dwa dni.

Nocleg
Hungfu Guesthouse 40 RMB / osoba w dormitorium
Bardziej homestay. Do dyspozycji gości jest 4-osobowy pokój w mieszkaniu sympatycznej rodziny. Byliśmy sami. Czysto i schludnie. Wspólna łazienka.
Gdybyście szukali czystej dwójki z prywatną łazienką, idąc główną ulicą z w kierunku Hungfu Guesthouse, należy odbić w lewo w ulicę przy której stoją wszystkie minibusy oferujące przejazd do Dege i Sede. Po około 150 m po lewej stronie znajduje się Mount Everest Hotel (120 – 150 RMB za pokój).

Litang

Mieliśmy jechać autostopem, ale czekaliśmy i czekaliśmy… i nic. Przejechało pięć samochodów i wszystkie pełne po dach. Kiedy już zastanawialiśmy czy rozbijać namiot przy drodze czy wracać do Ganzi, zatrzymał się przed nami nowiutki autobus. Za 80 RMB / osoba sprawnie przejechaliśmy do Litang.

Tybet na własną rękę
Litang jest niezwykle ważnym ośrodkiem kultury tybetańskiej

Dużo słyszeliśmy o Litang, a wiadomo, jak są duże oczekiwania, to łatwo o rozczarowanie. Ale Litang, całe szczęście, nie rozczarowało, a jak było, o tym wkrótce w szczegółach.
W Litang spędziliśmy cztery dni.

Nocleg:
Peace Guesthouse 100 RMB / dwójka z łazienką (obniżone ze 120 RMB)
Czysto i schludnie, a przy tym tanio. Noclegi w Litang są dość drogie.

Xiangcheng

Kolejna autostopowa porażka. W porywającym wietrze i przejmującym zimnie staliśmy trzy godziny próbując złapać okazję. Samochody były albo pełne albo kazały sobie słono płacić. Za autostop z zasady nie płacimy, więc pozostał autobus. Z Litang nie ma bezpośrednich połączeń do Shangri La, trzeba się przesiąść w Xiangcheng, które jest mało urokliwym miasteczkiem tranzytowym. Całe szczęście, jak to w Chinach, pełni swoją tranzytowa funkcję na medal. Przy samym dworcu autobusowym funkcjonują tanie i czyste hoteliki (40 RMB za dwójkę z łazienką!!!!), otoczone przez tanie restauracje i sklepy. Bardzo przyjemny przystanek.
Autobus z Litang to Xiangcheng 79 RMB / osoba.

Shangri-La (Zhongdian)

Większość osób właśnie tutaj rozpoczyna swoją przygodę z Tybetem. Shangri La żyje z turystyki i choć zostało prawie doszczętnie spalone w pożarze, który wybuchł w 2013 roku, szybko się odbudowuje. Byliśmy poza sezonem, więc było pusto i przyjemnie. Shangri La posiada wszystko czego potrzebuje zachodni turysta. Czyste i tanie hotele, kawiarnie z prawdziwą kawą, przyjemne restauracje, a nawet pizzerię prowadzoną przez Włocha, którą swoją drogą bardzo polecamy (Helen’s Pizza Ristorante). Jest też zwiedzać – klasztor Songzanlin (bardzo drogi bilet wstępu – 125 RMB / osoba, odpuściliśmy sobie), największe na świecie koło modlitewne – jest rzeczywiście ogromne no i powoli powstająca z popiołów nowa „starówka”. Można też wynająć rower i zwiedzić urokliwe przedmieścia.

Nocleg:
N’s Kitchen 90 RMB / dwójka z łazienką (obniżone ze 120 RMB)
Czysto i przyjemnie, z ładnym patio.

Tybet na własną rękę
Choć jesteśmy już w słynnej z herbaty prowincji Yunnan, ślady kultury tybetańskiej są widoczne gołym okiem

Jak dojechać i jak poruszać się po Tybecie?

Do samego Tybetu nie da się dolecieć. Najdalej dostaniecie się samolotem do Chengdu w Syczuanie i do Shangri La (lotnisko nazywa się Diqing, DIG) w Yunnanie. Pociągiem zaś do Chengdu i Leshan na północy i do Lijang na południu.
Potem pozostaje tylko transport drogowy – autobusy, dzielone taksówki, jeepy no i autostop. Generalnie nie ma żadnego problemu z przejechaniem od punktu A do punktu B. Nawet jeśli nie będzie dużych regularnych autobusów, zawsze znajdzie się dzielona taksówka, bus lub samochód prywatny gotowy was podwieźć (czasem za opłatą, lecz najczęściej gratis).

Kiedy jechać do Tybetu?

Najlepiej w sezonie letnim, choć lipiec i sierpień to wysoki sezon zarówno na zachodzie jak i w Chinach. Optymalnym okresem jest wiosna (maj – czerwiec) i jesień (wrzesień – październik). należy wziąć pod uwagę chińskie święta – majowe (Dzień Pracy) i październikowe (złoty tydzień). Na pewno będzie wtedy więcej chińskich turystów, ale nadal (dopóki nie ukończona zostanie autostrada z Chengdu do Kangding i dalej na wschód), rejony te nie są tak popularne. Koniecznie musicie pamiętać, że warunki pogodowe kształtuje nie tylko pora roku, ale również wysokość. Nawet latem w Litang, które znajduje się na 4200 m n.p.m. będzie zimno. W Langmusi (3300 m n.p.m.) prawie cały czas padało, a ostatniego dnia ściął mróz, zaczął sypać śnieg i momentalnie zrobiło się biało. Trzeba przygotować się również na silny wiatr (warto zabrać dobry windstopper lub softshell) i mocne słońce (koniecznie krem z filtrem, na tej wysokości łatwo o oparzenia).

Choroba wysokościowa

Do Tybetu trzeba podejść spokojnie, nie tylko ze względu na czasem kiepskie drogi czy przeciętne jedzenie. Jeśli nie dacie sobie sporo czasu, problemem może okazać się wysokość i problem ten może naprawdę zepsuć wyjazd. Gwałtowny wjazd na ponad 4000 m z Kunming albo z Chengdu może skończyć się w najlepszym wypadku bólem głowy, a w najgorszym obrzękiem płuc i mózgu. Jak tego uniknąć? Wjeżdżać stopniowo, dając sobie dzień, dwa lub nawet trzy na każdym z etapów.
My zaczęliśmy od leżącego na ok. 3000 m Xiahe, w którym spędziliśmy kilka dni, cały czas chodząc i dużo pijąc (herbaty i wody, kawa i alkohol nie pomagają, niestety). Potem wspięliśmy się kolejne 400 metrów i znowu przez kilka dni dużo chodziliśmy. Taka strategia bardzo sprawdza się w naszym przypadku. Nie mieliśmy problemów z wysokością.


Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!


The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »