skip to Main Content
Pierwsze wrażenia z Bangkoku

Pierwsze wrażenia z Bangkoku

Trzy miesiące zleciały jak z bicza strzelił i ani się obejrzeliśmy i znowu wsiadaliśmy na pokład samolotu, tym razem do Bangkoku, mekki turystów i backapackersów z całego świata. Po doświadczeniach w Nepalu, byliśmy przygotowani na najgorsze – naganiaczy nie dających przejść nawet 10 metrów, na oszustów przekonujących nas, że Grand Palace jest zamknięty, na walkę o każdy baht, bo na pewno każdy będzie chciał nas naciągnąć, na hordy turystów i wszystko inne co niesie ze sobą masowa turystyka w kraju takim jak Tajlandia. A powitał nas kraj pełen uśmiechniętych i miłych ludzi. Co za miła niespodzianka!

Zwiedzania brak

Minął już prawie tydzień odkąd jesteśmy w Bangkoku. Nie zobaczyliśmy prawie nic w mieście. Byliśmy zajęci 😀 Czym? Spotkaniami z przyjaciółmi. Bangkok jest punktem, w którym przecinają się szlaki wielu turystów i podróżników. Tak też się stało w naszym przypadku. Irene i Dominique, z którymi podróżowaliśmy po Chinach (jeśli mówisz po niemiecku, wpadnij na ich bloga Two on a journey), czekali na nas w Bangkoku. Ostatnie trzy dni spędziliśmy razem, nadrabiając zaległości, wymieniając się informacjami i wrażeniami, planując kolejne tygodnie i pijąc kupione w Seven Eleven piwo Chang i zajadając przywiezione z Polski sery.  Na jeden dzień dołączyli do nas nasi przyjaciele z Francji, których poznaliśmy w czerwcu ur. w Hong Kongu. Daphne i Jeremy, wtedy jeszcze pracownicy korporacji, od kilku miesięcy podróżują po Azji. Nie było czasu na zwiedzanie, woleliśmy zacieśniać więzi.

Pierwsze wrażenia z Bangkoku
I serowo – winna uczta w naszym hostalu, czyli zacieśniania więzi c.d.
Pierwsze wrażenia z Bangkoku
Zacieśnianie więzi

Oszołomieni Bangkokiem

Jednak trochę po Bangkoku podreptaliśmy. Jakie są nasze pierwsze wrażenia? Bangkok przytłacza, szczególnie jeśli za bazę obierze się okolice turystycznego getta Khao San Road. Dobrze myślisz, to dokładnie ta ulica na którą trafia Leonardo di Caprio w filmie „Plaża”. I jest jak na filmie, albo jeszcze gorzej. Głośno, tłoczno i otumaniająco. Jednocześnie jednak znajdziesz tu wszystko czego możesz potrzebować. Ty i setki, jeśli nie tysiące innych turystów. Fałszywe dyplomy, podróbki Ray Banów, hipisowskie spodnie, selfie sticks i wiele wiele więcej. Nigdy w życiu poza Europą nie widziałam takich tłumów turystów. Byłam oszołomiona i mimo wszystko zaskoczona. Tłumami, ale i faktem, że Tajowie zupełnie nie są nachalni. Nawet w porównaniu w z Kathmandu, na Khao San naganiacze zdają się rozumieć magiczne „no, thank you”. I zaledwie to jedno zdanie powoduje, że zostawiają cię w spokoju. Nie wierzyłam własnym oczom.

Pierwsze wrażenia z Bangkoku
Niby obok Khao San, ale ciszej i spokojniej. Rambutri Street
Pierwsze wrażenia z Bangkoku
Khao San po zmroku. Czy trzeba mówić więcej?
Pierwsze wrażenia z Bangkoku
McDonalds okazuje się atrakcją nawet na Khao San

Pozytywne strony korków

Bangkok jest również niesamowicie zatłoczony i zakorkowany, choć jeśli nie straszny ci upał, warto przejechać się jednym z darmowych miejskich autobusów (w większości przypadków te bez klimatyzacji są darmowe), na przykład numerem 53. Dlaczego to polecam? Bo ten bus (który jedzie z głównego dworca kolejowego w okolice Khao San) jedzie najbardziej okrężną trasą i można zobaczyć różne twarze w Bangkoku w całkiem przyjemny sposób. Siadasz przy oknie, wyciągasz aparat i chłoniesz intensywne życie. Później wiesz gdzie chcesz wrócić. Osobiście bardzo spodobał mi się River Front, czyli okolice rzeki Menam i Chinatown. Zresztą zaraz się tam wybieramy. W kolejnym poście opowiem o bardzo przyjemnej jednodniowej wycieczce, którą można zrobić z Bangkoku, żeby odpocząć od zgiełku.


Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie

A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe. 

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »