Jak ugryźć Tokio? Plan zwiedzania na pięć dni
Tokio w 5 dni. Ambitny plan, biorąc pod uwagę wszystko, co jest do zobaczenia w Tokio. Niestety, rozsądne zaplanowanie czasu w japońskiej stolicy jest przykrą koniecznością dla większości śmiertelników. Zakładam, że wszyscy cierpimy na brak czasu w Japonii i wszyscy chcemy zobaczyć jak najwięcej. Jeśli masz pięć dni i nie wiesz co z nimi zrobić w Tokio, mam nadzieję, że ten mini poradnik okaże się pomocny.
Nasze podejście do zwiedzania Tokio było dość prozaiczne. Wydać jak najmniej, zobaczyć jak najwięcej – a to z kolei wiązało się z ograniczeniem korzystania z transportu publicznego, który jest dość drogi. Dlatego korzystając z niezawodnej aplikacji maps.me podeszliśmy do sprawy metodycznie:
- Na mapie Tokio zaznaczyliśmy wszystko, co chcemy zobaczyć.
- Okazało się, że atrakcje można łatwo pogrupować według odległości.
- To, co było blisko siebie zaznaczaliśmy jednym kolorem – na przykład Shinjuku i Shibuya otrzymały zielone kropki, a Ueno i Yanaka różowe.
- W ten sposób podzieliliśmy Tokio na dni. Jeden kolor = jeden region = jeden dzień. Plus dodatkowo innym kolorem zaznaczyliśmy miejsca dodatkowe (gdyby nagle okazało się, że mamy nadwyżkę czasu). Wyglądało to mniej więcej tak:
Takie rozplanowanie pomogło nam zredukować liczbę przejazdów do dwóch: dojazdu i powrotu, zawsze korzystając z usług jednego przewoźnika. Korzystaliśmy przede wszystkim z żółtej i zielonej linii kolejowej (JR Yamamote Line i JR Chuo Line). Oczywiście potem nasz plan poddaliśmy konkretnej weryfikacji, bo niektóre miejsca podobały nam się tak bardzo, że chcieliśmy do nich wrócić nawet kosztem rezygnacji z innych atrakcji.
Dobra rada: na początku nie zaglądaj do mapy z całą siecią transportu publicznego Tokio. Grozi to zawałem serca. Lepiej podejść do sprawy metodycznie. Z grubsza mówiąc (upraszczam, ale w przypadku pięciu dni, szkoda czasu na dogłębniejsze studiowanie sieci transportowej), w Tokio funkcjonują dwaj główni operatorzy: tokijskie metro (jeden rodzaj biletów) i Japan Railway (nazywane powszechnie JR), czyli japońskie linie kolejowe (drugi rodzaj biletów). Stacje są czasami połączone, a czasami nie. Bilet kupiony na JR, czyli pociągi, nie będzie działał na liniach metra i vice versa.
Zorientuj się co bardziej ci odpowiada (czyt. gdzie znajduje się twój hotel) i korzystaj albo z JR albo z metra. Możesz kupić bilet dzienny (albo nawet dwu- i trzy-dzienny), ale żeby było to opłacalne zdecyduj się albo na jednego operatora albo na drugiego i dobrze skalkuluj ceny, bo żeby bilet dzienny był opłacalny trzeba zrobić kilka przejazdów. W tym celu doskonale sprawdza się google maps. Podaje nie tylko różne opcje, ale i ceny. Powtarzam, również na goole maps zwróć uwagę na przewoźnika!
Pomocne mogą się okazać również aplikacje: Tokyo Rail Map (pociągi) i Tokyo Subway Navigation (metro), choć w naszym przypadku okazały się zbędne (zrobienie zrzutów ekranu z google maps i schemat linii na papierowej mapie Tokio, którą znaleźliśmy w hotelu okazały się wystarczające). Niestety nie pokazują one cen za przejazd, ale pozwalają zaplanować trasę.
Uwaga 2
Ten plan zwiedzania zakłada DUŻO chodzenia. Jeśli zrobienie 20 km dziennie to dla ciebie za dużo, wspomóż się transportem publicznym i dowolnie pomieszaj dni. Sugeruję tylko jedną rzecz: wizytę w parku Yoyogi zaplanuj na weekend. Wtedy park zapełnia się odpoczywającymi Tokijczykami. My byliśmy w niedzielę i było super!
Dzień 1 Tokio tradycyjne
Yanesen (przede wszystkim Yanaka, ale i Neza i Sendagi) i Park Ueno [klik tutaj].
Dzień 2 Tokio pełne kontrastów
Asakusa i Akihabara
Dzień miejsc bardzo turystycznych, pozwalający zobaczenie Tokio pełnego kontrastów: tradycyjna Asakusa z ikoniczną świątynią Senso-ji, ulica Kappabashi (dla zakręconych na punkcie kuchni i jedzenia) i długi spacer „zwykłym Tokio” do Akihabary (elektroniczne miasto). Obowiązkowa wizyta w którymś z wielkich sklepów z elektroniką i Don Quijocie, czyli japońskim sklepie ze wszystkim. Mówiąc wszystko mam na myśli wszystko: jedzenie, tania chińszczyzna typu kabelki, gwizdki, latareczki, etc., alkohol, stroje na bal przebierańców (również dla dorosłych), kosmetyki i produkty rodem z sex shopu. Będąc w Akihabarze zwróćcie uwagę na różne kawiarnie: z kotami, sowami (tak!) i młodymi paniami przebranymi za pokojówki (to tzw. maid café). Po drodze do Akihabary możecie zajrzeć do Parku Ueno (jeśli nie zrobiliście tego pierwszego dnia) albo na targowisko wzdłuż ulicy Ameyoko. Warto po prostu spacerować mając oczy szeroko otwarte.
Będąc w Asakusie, zajrzyjcie do biura informacji turystycznej, znajdującego się tutaj. Po pierwsze możecie wziąć darmowe mapy i przewodniki. Po drugie, jest tutaj darmowe wi-fi. Po trzecie, budynek sam w sobie jest ciekawy, a widoki z każdego piętra są rewelacyjne!
Dzień 3 Tokio tradycyjne (ale rzut beretem od tego, co turystyczne)
Powrót do Yanaki i Asakusy (bo bardzo nam się podobało). Będąc w Asakusie warto odbić na tyły świątyni Senso-ji. Czeka na was zupełnie inny świat. Turystów jak na lekarstwo, mnóstwo urokliwych zakątków i ładnych świątyń. Nam szczególnie przypadły do gustu dwie świątynie:
Imado, czyli świątynia machającego kotka
Mała i niepozorna, ukryta między blokami kryje setki figurek machającego kotka. Jak głosi jedna z legend (jest ich podobno kilka), typowy suwenir do nabycia w Japonii i w Chinach, powstał właśnie w Asakusie. Ponoć wiele lat temu mieszkała tutaj stara kobieta. Za jedynego towarzysza miała ukochanego kota. Kiedy popadła w skrajne ubóstwo, była zmuszona sprzedać swojego towarzysza. W nocy miała sen: jej kot przemówił: „zamień mnie w lalkę i będziesz szczęśliwa”. Niewiele się zastanawiając, staruszka stworzyła glinianą figurkę na podobieństwo swojego towarzysza. Kocia zabaweczka stała się popularna, a zarobione na jej sprzedaży pieniądze pomogły kobiecie stanąć na nogi.
Maneki-neko ma za zadanie przyciągnąć szczęście. Ustawia się je również przy wejściach do sklepów czy restauracji. Lewa łapka maneki-neko jest uniesiona i porusza się w geście „wejdź do środka”. W Imado można zobaczyć dziesiątki, jeśli nie setki maneki-neko i oczywiście kupić – w sklepiku znajdującym się przy świątyni. Można też odpocząć na zacienionych ławkach i podejrzeć modlących się Tokijczyków. Bardzo klimatyczne miejsce.
Matsuchiyama Shoden, czyli świątynia daikona (japońskiej rzodkwi)
Jak głosi legenda, to najstarsza świątynia w Tokio, starsza nawet od Senso-ji. Podobno została zbudowana w 601 roku (niektóre źródła podają nawet 595 r.) i jest znowu ogromnym kontrastem do zatłoczonej Senso-ji. Położona na wzgórzu pozwala spojrzeć z góry na Asakusę. Jest tu cicho i spokojnie, a sympatyczny mnich, który szybko na wypatrzył, zaprosił do środka. Niestety nie można robić zdjęć. Przyznam, że tym, co mnie zaskoczyło była obecność japońskiej rzodkwi. Dorodne okazy z nacią znajdowały się na ołtarzu, przed nim i obok niego, a także przy wejściu do świątyni. W małym sklepiku przy schodach można również kupić japońską rzodkiew. Okazało się, że składając w ofierze daikona, bóstwo Kangi-Ten oczyści naszą duszą z trucizny jaką jest ignorancja i złość.
Omijając szerokim łukiem Senso-ji i szalone tłumy, znaleźliśmy ładny punkt widokowy na wieżowce po drugiej stronie rzeki Sumida, w tym figurę ogromnego złotego plemnika (!!). Ostrzyliśmy pazurki na park Sumida, dlatego przeszliśmy mostem na drugą stronę tylko po to, żeby pocałować wysokie ogrodzenie. Zamiast podziwiać kwitnące wiśnie, słyszeliśmy buldożery. Park Sumida szykuje się chyba na Igrzyska Olimpijskie w 2020 r. Idąc wzdłuż rzeki i kierując się na stadion i muzeum sumo (a także Edo Tokyo Museum), trafiliśmy na dwa inne parki (Yokoamicho Park i Yasuda Gardens).
Dzień 4 Tokio królewskie, intelektualne, widokowe i zabawowe
Niestety nie załapaliśmy się na darmową wizytę na terenie Pałacu Cesarskiego. Warto zarezerwować miejsce online albo zjawić się wcześnie, bo liczba wejściówek jest ograniczona, a chętnych wielu. Pozostał nam spacer po Ogrodach Cesarskich. Wstęp darmowy.
Następnie przeszliśmy do Kanda Book Town. To okolica uniwersytecka, pełna księgarni, antykwariatów i tanich knajpek. Zrobiliśmy kilka zdjęć przejeżdżającym pociągom przy stacji Ochanomizu i przejechaliśmy do Shinjuku. Chcieliśmy zobaczyć panoramę miasta z budynku Tokyo Metropolitan i nie zawiedliśmy się. Chmury burzowe na horyzoncie dodały dramatyzmu. Ostatnim punktem dnia było Shinjuku, które o zmroku szykowało się do imprezy (była sobota). Początkowo liczyliśmy na miły wieczór w Shinjuku Golden Gai, czyli labiryncie wąskich uliczek, gdzie swoje podwoje otwierają miniaturowe puby i bary, ale okazało się, że to co było kiedyś tradycyjnym tokijskim zakątkiem, stało się turystyczną pułapką. W barach widzieliśmy głównie turystów, a ceny zarówno wejściówek jak i piwa zwalały z nóg. Zamiast tego pochodziliśmy po hedonistycznej dzielnicy. Czego tu nie ma! Wszelakiej maści bary, również te dla dorosłych. Otumaniające światła i hałas. Jakim szokiem była świątynia, która wyrosła przed nami nagle (Nahazona Jinja). Mistyczna i spokojna w bezpośrednim sąsiedztwie krzykliwego centrum Shinjuku. Jak zwykle – Tokio pełne kontrastów.
Wszyscy powiedzą, że wybór miejsca zakwaterowania jest kluczowy w Tokio i to zarówno ze względu na lokalizację jak i cenę. W Tokio trzeba być szybkim, bo co lepsze hostele i hotele rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Warto mądrze wybrać, żeby nie tracić dwóch – trzech godzin dziennie na dojazd. Pozorna oszczędność odbije się czkawką. Pamiętajcie, że transport w Tokio jest drogi! Spaliśmy w dwóch miejscach w Tokio. Najpierw przy stacji Nippori – za 15 euro/osoba dostaliśmy łóżko w czystym i dającym sporo prywatności dormitorium (Owl Hostel). Doskonała baza wypadowa po Yanace i okolicach parku Ueno. Później przenieśliśmy się do domu znajomego, który mieszka przy stacji Hirai, blisko Akihabary. Szybko i tanio mogliśmy dostać się w prawie każdy zakątek Tokio.
Dzień 5 Tokio zakupowe i weekendowe
Park Yoyogi to nie tylko cudownie zielona oaza w centrum miasta miejsce gdzie Tokijczycy wypoczywają i ładują akumulatory, ale również świątynia Meiji-Jingu, niestety dość mocno zapchana turystami. W parku natomiast zwykłe życie… Młodzież ćwicząca akrobacje i cyrkowe sztuczki, cudacznie ubrane psy bawiące się razem na wydzielonym terenie, dzieci uczące się jeździć na rowerze, piknikujący staruszkowie. Spacerowaliśmy dobre dwie czy trzy godziny chłonąc chill-outową atmosferę Yoyogi. Następnie udaliśmy się do świątyni handlu, czyli dzielnicy Shibuya. Słynne przejście dla pieszych (Shibuya crossing) nie rozczarowało. Dzikie tłumy ludzi napierające ze wszystkich stron, ale nikt cię nie popycha ani nie szturcha. Niesamowite!
Harajuku i Takeshita Dori to dwie ulice bardzo popularne wśród młodzieży i… turystów. O ile Harajuku to przede wszystkim sklepy z hipsterskimi różnościami i produktami MADE IN USA, o tyle Takeshira Dori to wszystko, co kawai. Kawai to słowo wytrych w Japonii. Ciągle będziesz słyszeć, że coś jest kawai, czyli ładne, słodkie, wyjątkowe, fascynujące. Na Takeshita Dori znajdziesz więc zatem wszystko, co pozwoli się wyróżnić Tokijczykom z tłumu. To tutaj spotykają się wszelakie japońskie subkultury i robią zakupy. Odnoszę jednak wrażenie, że na równi z Tokijczykami zawładnęliśmy tym miejsce my, czyli turyści. Po Takeshita Dori trudno iść. Wycieczki Chińczyków i rodziny Europejczyków polujące na ubranych „inaczej” Japończyków, a wśród nich biedni Tokijczycy, usiłujący zrobić zakupy. Czułam się komicznie idąc w dzikim tłumie rytmem żółwia.
Nasz plan „Tokio w 5 dni” okazał się całkiem sensowny, ale oczywiście nie zobaczyliśmy wszystkiego… To, co chętnie byśmy zobaczyli, ale zabrakło nam czasu:
- Shinjuku Gyoen National Garden
- Koishikawa Korakuen Gardens
- Hamarikyu Gardens (jak widać lubimy parki i ogrody)
- Świątynia Komyo-ji
- Ginza (żeby zobaczyć trochę snobizmu i ładnej architektury)
- chętnie wyskoczylibyśmy na jeden dzień do Nikko albo Hakone
- Muzeum Narodowe
- Edo Tokyo Museum
i mnóstwo innych rzeczy, bo Tokio uzależnia!!!!
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
This Post Has 0 Comments