skip to Main Content
Tuggoz

Korytarz Wachański (4) Tuggoz: pieczenie chleba i mały świat

Trudno nam było opuścić dom Raima w Zong. Życzliwość i prostolinijność, z jaką się tam spotkaliśmy, wryła się w nasze serca. Pożegnania stanowią niestety kluczowy element tej podróży. Pozwalają docenić to, co się zobaczyło, a także otworzyć na to, co przed nami. A przed nami ciąg dalszy naszego marszu przez Korytarz Wachański. Dzisiaj mamy nadzieję dotrzeć do Tuggoz, niewielkiej wsi położonej w cieniu dwóch ważnych atrakcji Wachanu: gorących źródeł Bibi Fatima i fortu Yamchun. 

Droga jest jak zwykle piękna. Zacienione fragmenty dają chwilową ulgę od palącego słońca, a pozdrawiające nas dzieciaki wzmacniają banana, który gości na naszych twarzach od pierwszej chwili w Wachanie. 

Tuggoz

Tuggoz

Tuggoz

Tuggoz

Pieszo przez Wachan

Po raz kolejny otrzymujemy propozycje podwózki i zaproszenia na czaj. Pijemy też źródlaną, wysoko zmineralizowaną wodę, która smakuje trochę jak nasza woda Zuber. Przy drodze można dojrzeć kilka specjalnych kranów, przy niektórych stoją nawet kubki. Miejscowi mówią, że woda ma specjalne właściwości zdrowotne. Dla nas jest po prostu zimna i orzeźwiająca. 

Zajrzyj do wcześniejszych tekstów z Korytarza Wachańskiego:

Jeepem z Chorog do Langar

Zong. Z wizytą w pamirskim domu

Historia Raima i wojna domowa w Tadżykistanie

Po blisko 20 km słońce pali tak strasznie, że marzymy tylko o cieniu. A przed nami ponad 10-kilometrowy odcinek w piachu i bez milimetra cienia. Zatrzymujemy się pod ostatnim drzewem i przez pół godziny kręcimy się w kółko, odganiając od mrówek, które są wszędzie. Nic nie jedzie. Jak na złość. Kiedy nie szukaliśmy podwózki, ta pojawiała się sama z siebie. Teraz jednak na horyzoncie nie widać ani jednego samochodu. Gaworzymy sobie z dwójką chłopców, którzy wyszli z pobliskiego domu i kiedy zapraszają nas na herbatę, pojawia się samochód. Nie musimy nawet machać. Podwózkę załatwiają nam chłopaki. Kierowca nie chce rozmawiać o pieniądzach. Ściskamy się więc na tylnym siedzeniu, machamy do naszych młodych przyjaciół i ruszamy do Tuggoz. 

Tuggoz

Kierowca wysadza nas na skrzyżowaniu. Wciskamy mu w rękę kilka somoni, choć nie chce ich przyjąć. Goście, nie goście. Skoro płacą mieszkańcy, którzy nie mają prawie nic, my również płacimy! 

Tuggoz znajduje się półtora kilometra nad drogą, a homestay który polecali nam wszyscy spotkani turyści znajduje się właśnie tam. Wspinamy się stromo w górę w palącym słońcu. Klnę na czym świat stoi, ale idę dalej. 

W Tuggoz, w domu Akima

Po chwili dochodzimy do domu Akima. Negocjujemy chwilę, bo cena, którą słyszymy lekko zbija nas z pantałyku. To pierwszy homestay z prawdziwego zdarzenia, w jakim jesteśmy i widać, że Akim miał u siebie niejednego turystę z grubym portfelem. I choć od pierwszej chwili jesteśmy przyjęci serdecznie, to jednak czujemy, że ta gościnność jest nieco wymuszona okolicznościami.  Nie może się równać z pobytem u Raima. 

Akim ma 69 lat i jest emerytowanym nauczycielem. Absolwent filologii rosyjskiej na moskiewskim uniwersytecie, osiągnął w życiu naprawdę dużo. Jego dom jest ogromny jak na tadżyckie standardy i nowoczesny. Do tradycyjnego pamirskiego domu dobudował nową część – salon z jadalnią, w którym główną część stanowi duży telewizor z kablówką, kuchnię i dwa pokoje dla turystów. Na zewnątrz znajduje się wychodek i prysznic (!). Na zewnątrz jest też rewelacyjny tapczan z widokami na Afganistan, a także pięknie utrzymany warzywno-owocowy ogród. Akim jest prawie samowystarczalny. Ma swoje pomidory, ogórki, ziemniaki, kapustę, marchew, a nawet fasolę. Drzewa oblepione są owocami. Ma też własne mleko i jajka. 

Akim mieszka z żoną, synową i dwójką wnuków. Jego dzieci są nauczycielami jak ojciec, ale nie mieszkają w Tuggoz, lecz w Duszanbe i (oczywiście) w Rosji. Przy nim pozostała również synowa, która uczy angielskiego w szkole podstawowej w Tuggoz. 

Tuggoz

Tuggoz


Mały świat w… Tuggoz i Zong

Jesteśmy zmęczeni i zamiast spaceru do fortu i źródeł, relaksujemy się rozmawiając z Akimem. Kiedy wspominamy o naszym pobycie w Zong, widzimy na jego twarzy zdziwienie. Kiedy pyta się nas o człowieka w ciemnych okularach, który czeka na operację oka, dziwimy się i my. Po raz kolejny potwierdza się, że świat jest mały, ba, wręcz maleńki, szczególnie w Pamirze. Okazuje się bowiem, że Raim jest synem siostry Akima! 

Jak się robi chleb?

Kiedy my rozmawiamy, panie domu rozpalają w piecu. Piec jest duży i stoi na zewnątrz. Będziemy piec chleb – typowe środkowoazjatyckie lepioszki domowej roboty! Proste ciasto z mąki, drożdży, wody i soli wyrosło jak trzeba. Synowa dzieli je na równe porcje i zostawia w spokoju na pół godziny. W tym czasie piec osiąga pożądaną temperaturę i można zacząć. Dodatkowe warstwy ubrania chronią przed żarem, podobnie jak chustka zaciągnięta na twarz. 

Panie pracują razem. Teściowa rozpłaszcza porcje ciasta chlebowego na specjalnej okrągłej „poduszce”, a następnie synowa przykleja równe okrągłe placki do ścian pieca. Zobaczcie cały proces na zdjęciach:

Fort Yamchun

Następnego dnia z samego rana ruszamy do fortu Yamchun. Oczywiście gubimy szlak i zamiast równo wydeptaną ścieżkę, przeciskamy się przez krzaki, przechodzimy przez podwórka domów i przeskakujemy przez strumienie. Plus takiej opcji spacerowej: poznane po drodze dzieciaki, koza, która uznała mnie za swoją matkę (?????) i osiołek, który zaprzyjaźnił się z Victorem. No i oczywiście widoki, ale ile można pisać, że widoki zwalają z nóg?

Tuggoz

Tuggoz

Po cudnym spacerze do fortu rezygnujemy ze źródeł Bibi Fatima. Wracamy do domu Akima, zarzucamy plecaki, żegnamy się i łapiemy stopa w kierunku Namadgut. 

 Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »