skip to Main Content
Zong

Korytarz Wachański (2) Zong. Z wizytą w pamirskim domu

Kiedy ruszamy z Langar w kierunku Zong, powietrze jest tak rześkie, że szczękam zębami. Słońce nieśmiało wychyla się zza gór i wiem, że za godzinę, może dwie, zacznę ściągać się z siebie warstwy ubrania. Już po kilkunastu minutach marszu zatrzymuje się pierwszy samochód:

Gdzie idziecie? Podwiozę was. Jadę do Vrang, co będziecie tak szli w pyle?

Ale my lubimy chodzić – odpowiadamy – Poza tym, dopiero co ruszyliśmy z Langar, więc conajmniej kilka godzin przed nami.

Kierowca szeroko się uśmiecha, ale i tak spogląda na nas jak na dziwolągów. Uprzejmie życzy powodzenia i jedzie dalej. 

Udaje nam się przejść kolejny kilometr, może dwa kiedy pracująca na polu rodzina wylewnie nas pozdrawia i zaprasza na czaj. Śmiejemy się, że w takim rytmie nie dojdziemy nawet do oddalonej o sześć kilometrów wsi Zong… Gaworzymy chwilę i idziemy dalej. 

Zong

Za nami Langar i Hisor, zaproszenia na czaj i propozycje podwózki. Nie jest źle jak na owiany złą autostopową sławą Korytarz Wachański. 

Z kamienia na kamień

Zaraz za Hisor słyszymy nad głowami dziwny dźwięk. Dobiega z ostro wznoszącego się wzgórza po naszej prawej stronie. Wytężamy wzrok, próbujemy śledzić zsuwające się kamienie. To kozy w towarzystwie dwójki młodziutkich pasterzy. Chłopiec i dziewczynka skaczą po osuwających się kamieniach nie gorzej niż ich zwierzęcy towarzysze. Obserwujemy niesamowity spektakl: pokrzykiwania, machanie rękami i bieganie za kozami po niesamowicie stromym zboczu, które, mam wrażenie, całe się rusza. Dzieciaki nic sobie z tego nie robią. Skaczą z kamienia na kamień, obsuwają się w grząskim piachu i zaganiają kozy.

Na nogach mają typowo górskie obuwie. Najpopularniejsze we wszystkich najwyższych górach świata – gumowe klapki. Stoimy jak zahipnotyzowani, nerwowo zaciskając kciuki, żeby nic złego się nie stało. Po dwudziestu minutach wszyscy są na dole: kilkanaście kóz i nastoletnie rodzeństwo. Dziewczynka jest starsza, ma może trzynaście lat, a jej brat, któremu z nosa zwisa dorodny glut, około dziesięć. Dla nich to chleb powszedni, nam z wrażenia opadła szczęka. 

Zong. Urokliwa wioska

Gdzieś w internetach wyczytaliśmy, że zaraz za Langar znajdują się dwie urokliwe wioski. 

Pierwsza, Hisor, nie zrobiła na nas oszałamiającego wrażenia, ale Zong przyciągał jak magnes. 

Najpierw zobaczyliśmy wielkie boisko piłkarskie nad samą rzeką, dosłownie kilkanaście metrów od granicy z Afganistanem. Następnie wyprzedził nas staruszek na osiołku. Z daleka krzyczały do nas dzieci, a nad nimi wznosiły się pochowane wśród drzew domy. Po chwili dolina się rozszerzyła i po prawej stronie wyrosły zielone pola. Wystarczyło jedno spojrzenie i wiedzieliśmy, że chcemy zostać na noc w Zong. Chcemy spędzić cały dzień spacerując wśród zielonych pól, uśmiechać się do pracujących Wachów, strzelić drobny chill-out nad rzeką…

Zong

Jedyny homestay we wsi był akurat zamknięty – właścicielka wyjechała do Duszanbe. Popytaliśmy sąsiadów i za przyzwoitą cenę zostaliśmy ulokowani w salonie – kuchni typowego pamirskiego domu, ale w wersji na bogato. Z dużą lodówką, porządną kuchnią gazową i przeszklonym kredensem pełnym garnków, misek i talerzy. Obraz dopełniał dumnie stojący telewizor.

Podano nam herbatę i zamknięto w pokoju. Zero rozmowy, zero interakcji. Poczuliśmy się dziwnie. Ale co zrobić, nie można oczekiwać, że każdy Wachańczyk będzie skakał z radości, bo akurat trafił mu się turysta. Tylko czy akurat musi być to w Zong, który na pierwszy rzut oka tak przypadł nam do gustu?

Spacer z konsekwencjami

Zamiast siedzieć zamknięci w domu, idziemy na spacer. Wspinamy się stromym wzgórzem, a po drugiej stronie rzeki otwierają nam się coraz piękniejsze widoki. Mijani po drodze ludzie spoglądają na nas z mieszanką zdziwienia i życzliwości. Turyści którzy zatrzymują się w Zong rzadko spacerują po wsi. Biegną do ruin Abrashim Qala położonych wysoko nad wsią. Mało kto ma czas, żeby po prostu zgubić się wśród ścieżek wytyczonych między domami. Kluczymy bez celu, podglądając lokalne życie i chłonąc niesamowity krajobraz. 

Zong

Zong

W pewnym momencie natykamy się na grupę trzech mężczyzn, którzy akurat zakończyli kąpiel w bani, czyli lokalnych gorących źródłach. Jeden z nich zaprasza nas na herbatę. Tym razem przyjmujemy zaproszenie i już po chwili siedzimy na tapczanie przed prostym pamirskim domem. 

O naszym dobrodzieju, Raimie będzie kolejny post. Teraz jednak chciałabym opowiedzieć co nieco o pamirskim domu. 

Zong: pamirski dom

Idąc przez Wachan gdzie nie spojrzysz, ujrzysz białe budowle, często ukryte wśród drzew. To pamirski dom. Ot, płaski prostopadłościan – niski i z zewnątrz nie wyróżniający się niczym szczególnym. Niby niepozorny, ale niezwykle praktyczny i pełen symboliki w środku. 

Tradycyjnie zbudowany był na planie kwadratu i poza maleńkim świetlikiem w dachu nie miał okien. Pozwalało to na lepszą izolację zimą i latem. Teraz jednak chętnie montuje się okna w drewnianych ramach, czasem malowane na różne stanowią jedyny kolorowy akcent domu. 

Świetlik, dzisiaj zakryty szybą, a w nocy dodatkowo specjalną kotarą (podobną do tej, jakiej używa się w kirgiskich jurtach) pozostał kluczowym elementem. To tędy zimą uchodzi dym z paleniska i kuchni, a latem wpada orzeźwiający wiatr i naturalne światło. Świetlik otoczony jest czterema kwadratami, które zachodząc na siebie tworzą coś w rodzaju rozety. Symbolizują one cztery żywioły: wodę, powietrze, ogień i słońce. 

Dom, który przyszło nam odwiedzić i w którym spędziliśmy niezapomniany czas składał się z trzech pomieszczeń. Po lewej stronie kuchnia. Prosta: mały piecyk opalany krowim łajnem, palnik z butlą, mały kredens, dwa zydelki, wiadra i niewielki stolik. Po prawej główne pomieszczenie, a między nimi przedsionek.

Najważniejszą częścią domu jest przestronny pokój ze świetlikiem. To, co rzuca się w oczy to podział głównego pomieszczenia, a raczej filary bądź też kolumny, które podtrzymują sufit i jednocześnie organizują przestrzeń. Jest ich pięć, a każdy symbolizuje kolejno: Mahometa, jego córkę Bibi Fatimę, zięcia Aliego i ich dwóch synów Hasana i Husajna. Najważniejszy z filarów jest zawsze ozdobiony zdjęciem Agi Chana. 

Główne pomieszczenie jest miejscem, gdzie toczy się życie. I o dziwo pozbawione jest prawie mebli. Wszystko robi się na podłodze, a raczej drewnianych platformach. Poszczególne miejsca oddzielone są od siebie filarami i kilkoma szafkami. W ten sposób wyznacza się miejsce do jedzenia i spania. Pod jedną ze ścian ułożone są materace, koce i poduszki, zawsze w dużej ilości. Zimy w Pamirze są mroźne, a pamirskie i wachańskie łóżko to cała kolekcja cienkich materacy ułożonych jeden na drugim (żeby było ciepło i miękko), przykryte prześcieradłem i dużą ilością wełnianych koców. W rogu znajduje się szafa, w której równo poustawiane są garnki, talerze, miski i sztućce. 

Jada się również na podłodze, na jednej z platform. Niski stolik przykryty ceratą, poduszki, szczególnie dla gości, i jedzenie! Latem przyniesione z letniej kuchni, zlokalizowanej na zewnątrz lub w dodatkowym pomieszczeniu. Zimą, serwowane wprost z paleniska ustawianego pod świetlikiem. 

Pamirski dom zbudowany jest z tego, co dostępne jest w okolicy – przede wszystkim z gliny i kamieni. Ściany są pobielone, a płaski dach służy za suszarnię – głównie krowiego łajna na opał i siana dla zwierząt na zimę.

Raim tłumaczy się, że jego dom jest prosty i tradycyjny. Zbudował go jego dziadek 52 lata temu. To tutaj urodził się sam Raim. Poza elektrycznością nie ma tutaj nowoczesnych rozwiązań czy udogodnień. Wodę nadal czerpie się z pobliskiego strumienia, ale jest prąd i zasięg komórkowy. I choć dzisiaj można dojrzeć większe domy, w których znajduje się nowoczesna kuchnia, dodatkowa sypialnia, a czasem nawet łazienka, główną częścią będzie zawsze kluczowy element pamirskiego domu: pomieszczenie ze świetlikiem wsparte na pięciu kolumnach. W Wachanie tradycja jest niezwykle silna. 

Ciąg dalszy nastąpi…

 Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »