skip to Main Content
ta'arof

Ta’arof – jak rozróżnić perską życzliwość od grzecznościowej etykiety

Tabriz opuściliśmy wykończeni. Nasze ciała odzwyczaiły się od chodzenia spać o 1 – 2 w nocy. Marzyliśmy o regularniejszym rytmie dnia, a przede wszystkim o dospaniu. Nie spodziewaliśmy się, że od razu zetkniemy się z tradycyjną perską formułą grzecznościową – ta’arof.

Urmia i słone jezioro

Postanowiliśmy udać się do Urmii, bardzo starego azersko-kurdyjskiego miasta znajdującego się na obrzeżach wysychającego słonego jeziora, w tej chwili w dużej części salaru.

Samo jezioro stało się narodowym problemem dla Irańczyków, podobnie jak Morze Aralskie dla Uzbeków (i nie tylko). To ogromne słone jezioro od kilku lat wysycha. Wody jeziora kierowane są do nawadniania okolicznych pól (po odsoleniu) i zasilania rozrastającego się Tabrizu. Osadzająca się sól niszczy uprawy i jest zagrożeniem dla zdrowia mieszkańców. Problemem są solne burze, które przemieszczają się z dużą prędkością po całkowicie płaskim terenie otaczającym jezioro. Gwoździem do trumny było zbudowanie szerokiej grobli, przedzielającej jezioro na pół. Choć znacznie skróciło to czas podróży między Tabrizem a Urmią (w tej chwili droga prowadzi środkiem jeziora, a nie dookoła), symbolika mostu przecinającego jałowy salar mówi sama za siebie.

Orumiyeh, salar

Widok jest dość przygnębiający. Białe zasolone wybrzeże, brak wody i wraki łódek. Nie ma nawet śladu po turkusowej wodzie, która przyciągała kiedyś turystów. Trochę przypomina to zdjęcia, jakie oglądałam z wysuszonego Morza Aralskiego. Podczas naszego pobytu w Tabrizie przez chwilę oglądaliśmy w telewizji relację z ogólnokrajowego spotkania naukowców, którego celem było zaradzenie dalszemu osuszaniu jeziora. Podobno temat ten jest ciągle obecny w irańskich mediach, ale bez widocznych rezultatów.

Orumiyeh, salar

Miasto Urmia nie posiada żadnych wielkich atrakcji turystycznych. Dla nas jednak stanowiło miłą odskocznię po Tabrizie. Już w autobusie poznaliśmy (a jakże!) życzliwych Irańczyków, którzy załatwili nam transport z dworca do taniego hoteliku w centrum. Postanowiliśmy poświęcić ten dzień na leniwe dreptanie po mieście i regenerację.

W Urmii staliśmy się nie lada atrakcją dla mieszkańców. Tutaj słów kilka o temacie dzisiejszego posta, niezwykle ważnym elemencie irańskiej kultury, czyli o ta’arofie. Ta’arof to nic innego jak perska formuła grzecznościowa. Kiedy na przykład taksówkarz kryguje się i nie chce przyjąć pieniędzy za przejazd, łatwo można domyślić się, że mamy do czynienia z ta’arofem. Wystarczy przez chwilę nalegać i nasze pieniądze lądują w dłoni kierowcy. Wilk syty i owca cała.

Inne przejawy ta’arofa to nieodwracanie się plecami do innych czy siedzenie na dywanie ze schowanymi stopami (co może okazać się bardzo trudne, szczególnie podczas dwugodzinnej biesiady!). Jednak nie zawsze jest tak łatwo. Czasami naprawdę trudno rozróżnić czy mamy do czynienia ze zwykłą życzliwością czy przejawem lokalnego kodu kulturowego. Właśnie w Urmii doświadczyliśmy mieszanki obydwu rzeczy, w zasadzie już w Tabrizie mieliśmy do czynienia z ta’arofem, kiedy nasza irańska rodzina wpychała w nas na siłę jedzenie, powtarzając jak mantrę: „eat eat, no ta’arof”. Czuliśmy się nieswojo, pękając w szwach, ale skoro to nie ta’arof to nie ma opcji – trzeba jeść. W Urmii całe szczęście nie wpychano w nas jedzenia, ale napychano nam nimi torby.

Ta’arof – przykład 1

Stajemy przed ladą w małej cukiernio-piekarni. Nasz wzrok przykuwają małe muffiny, które doskonale nadadzą się na jutrzejsze śniadanie. Na migi staramy się poznać cenę – 8000 za kg. Nie chcemy kilograma, więc Victor wręcza banknot 5000. Podchodzi drugi sprzedawca, który ładuje nam całą siatę babeczek i wręcza nam ją razem z banknotem. My z powrotem oddajemy banknot. On znowu nam go zwraca i tak czterokrotnie. W końcu nie wyrabiam i mówię do niego „ta’arof?”, a on na to zdziwiony „no ta’arof, Kurdish”. To wyjaśnia wszystko. Kurdyjska gościnność i życzliwość. Tym samym dostajemy ponad pół kilo babeczek.

Ta’arof – przykład 2

Kręcimy się po bazarze (swoją drogą fantastycznym!). Znowu szukamy prowiantu – tym razem na kolację i na drogę na jutro. Porównujemy ceny serów. Wybór nie jest duży – miękki biały ser i twardy biały ser, obydwa lekko solone. Ceny zbliżone. Podchodzimy do stoiska i próbujemy obydwu. Bardziej smakuje nam twardy. Pan nakłada szczodry kawałek i nie przyjmuje od nas gotówki. Uśmiechamy się do niego i powtarzamy kilkukrotnie „please” i „merci”. Po trzech razach pan sprzedawca przyjmuje należność i kłania nam się w pas, bo odczytaliśmy ta’arofa.

Ta’arof – przykład 3

Znowu bazar. Usiłujemy kupić owoce. Na irańskich bazarach robi się hurtowe zakupy, a ceny warzyw i owoców uzależnione są od ilości, jaką chcemy zakupić. Jeden kilogram jabłek będzie znacznie droższy od trzech. A my chcemy tylko cztery jabłka. Sprzedawca na siłę wpycha nam cztery kilo. W końcu zjawia się wybawiciel. Doskonale mówiący po angielsku Irańczyk nie tylko pomaga nam wybrać cztery jabłka, ale również za nie płaci. Na nic zdają się nasze protesty. „No ta’arof” i koniec. Chociaż jesteśmy już zmęczeni i marzymy tylko o łóżku, z anielską cierpliwością słucham naszego wybawiciela, który planuje trasę naszej wycieczki po Iranie. Na nasze nieśmiałe sugestie, że wolimy mniejsze miasta i miejsca nie do końca turystyczne, opowiada tylko o Teheranie i Shiraz. My również wkręcamy się w perską etykietę i oczywiście przytakujemy z uśmiechem. Niewinne grzecznościowe kłamstewka – wybawiciel odchodzi zachwycony, bo uważa, że przekonał nas, iż Teheran jest najwspanialszym miastem na świecie, a my zadowoleni, bo posłuchaliśmy trochę o bez wątpienia ciekawym mieście.


Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!


The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »