skip to Main Content
Mauzoleum Shah-e Cheragh / Mausoleo Shah-e Cheragh

Shiraz, kiedyś miasto wina i poezji, a na dokładkę Persepolis

Po ostatnim praktycznym poście, pora skrobnąć kilka słów na temat naszych ostatnich dni w Iranie. Po wyjątkowo bajkowym pobycie w Jazd, o którym pisałam wcześniej, bardzo wygodnym i komfortowym autobusem dojechaliśmy do Shiraz. Do dzisiaj nie do końca wiem po co tam pojechaliśmy… Chyba głównie ze względu na leżące niedaleko Persepolis. No i wszyscy jak jeden mąż w Iranie nakazują Shiraz odwiedzić. Bo Shiraz to totalny „must see” i jak dla mnie kolejny dowód, że często „must see” powinnam omijać szerokim łukiem. Jednak bliskość Persepolis przeważyła. Zatem Shiraz, miasto wina i poetów (dawno temu). Dzisiaj z perspektywy czasu myślę sobie, że lepiej zrobilibyśmy zagłębiając się w pustynię, ale trudno się mówi i nie płacze nad rozlanym mlekiem. Zamiast podziwiać wydmy i romantyczne zachody słońca, wybraliśmy walkę z tysiącami Irańczyków świętujących swój Nowy Rok. Dlaczego walkę? Ano dlatego, że najwyraźniej do Shiraz przyjeżdża się przede wszystkim robić zakupy. Ulice były ledwo przejezdne, a po chodnikach nie dało się chodzić, bo Irańczycy jak szaleni robili zakupy w sklepach sprzedających imitacje wszystkiego czego dusza zapragnie.

Tak zwane „must see” w Shiraz

Zrobiliśmy tradycyjną turystyczną rundę po mieście – obeszliśmy bazar (głównie starą część, czyli Vakil Bazaar), odwiedziliśmy wszędzie zachwalany meczet Nasir al-Molk (rzeczywiście ładny, ale jak dla nas mocno przereklamowany, a co za tym idzie tłumnie odwiedzany przez chińskie wycieczki), spacerowaliśmy dookoła cytadeli Karima Khana, a nawet przeszliśmy szmat drogi do grobowca Hafeza, poety, który żył i tworzył w XIV wieku. Zostaliśmy również wciągnięci w niegroźną grę indoktrynacji. Za namową polskiej pary, którą poznaliśmy dzień wcześniej, zajrzeliśmy do wielkiego mauzoleum Shah-e Cheragh. Już przy wejściu zostaliśmy rozdzieleni – panie na lewo, panowie na prawo. Zostałam ubrana w czador, a następnie zostali nam przydzieleni przewodnicy – pan dla Victora, pani dla mnie. Przewodnik Victora okazał się całkiem „normalny”, natomiast moja pani przewodniczka była trochę nawiedzona. Co chwilę opowiadała mi o prądach, które przechodzą ją kiedy spogląda na zdjęcie imama i o energii, którą czuje, kiedy dotyka grobowca Szah-e Cheragh, brata Imama Rezy, a wszystko to spoglądając na mnie wymownie i sugerując, żebym poważnie rozważyła przejście na islam. Bez wątpienia wizyta w mauzoleum była ciekawym doświadczeniem. Samo miejsce jest naprawdę ciekawe i… ogromne!.

Persepolis

Kolejnego dnia udaliśmy się do Persepolis. Razem z dwójką innych turystów wynajęliśmy taksówkę i wcześnie rano wyruszyliśmy. Z centrum Shiraz czekała nas około godzinna jazda. Wycieczkę po Persepolis popsuła nam typowa małżeńska sprzeczka o głupoty. Zdarza się, jesteśmy tylko ludźmi… Co słyszeliście o Persepolis? Czy Wam również ta nazwa kojarzy się z czymś magicznym i egzotycznym? Chodząc po ruinach miałam przed oczami straszny wizerunek Kserksesa z filmu 300, a w głowie nie mieściło mi się, że stąpam po kamieniach, które ciosano w VI w. p.n.e. Nie będę zanudzać Was historią Persepolis, chyba ciekawiej po prostu obejrzeć zdjęcia.

Po kilkugodzinnej wizycie w Persepolis wróciliśmy do Shiraz. W międzyczasie udało nam się zapomnieć o sprzeczce. Do odjazdu naszego wieczornego autobusu pozostało kilka godzin, postanowiliśmy więc znaleźć miejsce, w którym moglibyśmy napić się spokojnie kawy lub herbaty. Jednak nie znaleźliśmy takiego przybytku w mieście, które kiedyś słynęło z wina i poezji. Wielka szkoda. Mocno rozczarowani pojechaliśmy na dworzec i czekając na autobus do Bandar Abbas rozegraliśmy kilka partyjek domina.


Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie

A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe. 

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »