Izmir, ulubione miasto Turków
Izmir rzadko znajduje się na liście miejsc do zobaczenia będąc w Turcji, a szkoda, bo choć nie ma tutaj oszałamiających zabytków, miasto oferuje coś lepszego: możliwość zobaczenia na własne oczy liberalnej Turcji. O mieszkaniu w Izmirze marzy wielu Turków. Jest tu spokojniej niż w Stambule i swobodniej niż w Ankarze.
Izmir jest trzecim największym tureckim miastem, liczącym trzy miliony mieszkańców. O Izmirze pisaliśmy w zamierzchłych czasach, kiedy trafiliśmy tutaj na rowerach i przygarnęła nas pod swoje skrzydła zżyta i zgrana rowerowa społeczność (klik). Od tego czasu po cichu marzyliśmy, że do Izmiru wrócimy i „pomieszkamy” tutaj przynajmniej tydzień. Nie w dzielnicy Bornova, nowoczesnej i uniwersyteckiej, pełnej studentów i barów otwartych do późnych godzin nocnych, ale bliżej Konak, historycznego serca miasta.
Izmir i Konak
Zacznijmy zatem od Konak, bo tutaj właśnie bez dwóch zdań bije serce miasta. Konak to duża dzielnica wyrastająca wprost z wód Zatoki Izmirskiej. Domy wznoszą się na stromych wzgórzach. Idąc od placu Konak urokliwą promenadą wydaje się, że budynki stoją w pionie. Rzeczywiście, prawie w pionie, co odczuwa się szczególnie maszerując w górę.
Nasz apartament znajduje się w połowie drogi, co oznacza, że gdzie byśmy nie szli, czeka nas wspinaczka. Z promenady czeka nas rząd stromych schodów i uliczka o sporym nachyleniu. Jeśli chcemy iść na targ, większego sklepu czy piekarni czeka nas wycieczka na wyższe ulice. Bez wątpienia mieszkańcy muszą mieć niezłą kondycję. Trudy wspinaczki wynagradzają widoki. Z naszego balkony co rano z kubkiem kawy w ręku podziwiamy słońce odbijające się w wodach zatoki. I w dziesięć minut możemy być na promenadzie, która chyba nigdy nie śpi.
Z samego rana okupują ją biegacze. Następnie rybacy i bezpańskie psy, które w Izmirze mają się całkiem nieźle. Są zaczipowane, często wysterylizowane/wykastrowane. Tu i ówdzie czekają na nie miski z wodą i suchą karmą. Popołudniu promenada należy do wszystkich – rodzin z dziećmi, cyklistów, rybaków, biegaczy i nas – spacerowiczów i podglądaczy izmirskiego życia. Między nimi (i nami) kursują sprzedawcy herbaty. Niektórzy pieszo, inni na skuterkach z przyczepą. Wiadomo, jesteśmy w Turcji – herbaty nie może zabraknąć!
To bez dwóch zdań jedna z największych zalet mieszkania przy Konak: codzienna obserwacja zwykłego życia, które swoją drogą najlepiej odzwierciedla się na placu Konak.
To tutaj przy Saat Kulesi, czyli pochodzącej z 1901 roku wieży zegarowej i maleńkim zabytkowym meczecie koncentrują się wszyscy. Tutaj też bije serce Izmiru. Najlepiej zajrzeć tutaj w niedzielne popołudnie. Istnieje duża szansa, że traficie na spontaniczne tańce, grających muzyków i rodziny dokarmiające gołębie.
Izmir i bazar Kemeralti
Jednak to, co najciekawsze znajduje się na tyłach placu Konak i nie chodzi mi bynajmniej o Konak Pier, z którego kursują promy do dzielnic znajdujących się po drugiej stronie zatoki, lecz o bazar Kemeralti. Zdaję sobie sprawę, że moje zamiłowanie do bazarów może dawać się we znaki, ale uwierzcie mi, Kemeralti jest naprawdę wart wizyty.
Nie wiem ile ulic zajmuje ten bazar, ale na pewno sporo. Wiem za to, że można tu dobrze zjeść (restauracja Numan Pide), wypić doskonałą kawę (Kizlaragasi Han) i kupić w zasadzie wszystko – od antyków po suknie ślubne. Wizyta na bazarze Kemeralti jest dla mnie rytuałem. Na początek rekonesans, czyli spokojny spacer i selekcja tego, co szczególnie mnie interesuje: zagłębia herbacianych i kawowych stolików pełnych starszych panów odpalających jednego papierosa za drugim, stoiska z wszelkiego rodzaju żelastwem, świeże ryby i owoce morza, tradycyjne opalane drewnem piece, w których wypiekają się pide, upstrzone cekinami i rażące w oczy feerią barw szkaradne sukienki (czyli suknie ślubne nijak mające się do naszej modowej estetyki, choć przyznaję bez bicia, że kiedy zobaczyłam zdjęcia ze ślubu naszej przyjaciółki Fatmy, musiałam oddać honor – Fatma wyglądała oszałamiająco w ciemnozielonej sukni ze złotym wykończeniem), stoły zapełnione kawiarkami i herbaciarkami, a nawet świąteczne dekoracje. Potem zakupy: suszone owoce, tani jak barszcz tytoń, oliwki i ser, a na koniec wizyta fotograficzna, czyli spacer z aparatem w łapie.
Asansör
Usatysfakcjonowana mogę wrócić spacerem do naszego mieszkania. Niecałe trzy kilometry promenadą i wjazd na górę zabytkową windą. To lokalna atrakcja. Asansör jest jak latarnia na otwartym morzu. Widoczny z daleka, doskonale oświetlony wieczorem i jedyny w swoim rodzaju, bo… brązowy, co wśród kolorowych budynków kuje w oczy, ale w pozytywny sposób. Polecam spacer do Asansöra, bo po pierwsze to przyjemna okolica, a po drugie w okolicy są fajne knajpki. Na dole klimatyczne kawiarnie i bary, gdzie można wypić lampkę wina, piwo czy kawę, a na górze kawiarnia z widokiem, wieczorami pełna mieszkańców. Dodam, że winda jest darmowa i ma ponad sto lat. Powstała w 1907 roku i była prywatną inwestycją żydowskiego kupca, mającą ułatwić życie mieszkańcom. Ułatwia do dzisiaj.
Będąc w okolica Asansöra przejdźcie się po okolicy. To zwykła mieszkalna dzielnica, pełna sklepików i straganów, a także… wszechobecnych kotów, o które dbają mieszkańcy. Dokarmiają, stawiają im mniejsze i większe budy. To co, zajrzycie do Izmiru i dacie znać jak było?
Bądźmy w kontakcie!
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
This Post Has 0 Comments