skip to Main Content
wynajem samochodu w australii

Jak nie dać się nabić w butelkę wynajmując kampera w Australii?

Myślisz o przyjeździe do Australii? Marzy ci się road trip i zjechanie australijskich bezdroży wynajętym samochodem? Jeśli tak, przeczytaj ku przestrodze o naszym doświadczeniu i nie daj się oszukać!

Nie ma co owijać w bawełnę, myśleliśmy, że widzieliśmy już wszystkie turystyczne pułapki, ale byliśmy w błędzie. Nie przyszło nam do głowy, że w Australii i w dużej międzynarodowej firmie może panować pełne przyzwolenie na nabijanie turystów w butelkę, ale niestety staliśmy się ofiarami niezłego szwindla.

Nasze ostatnie dni w Australii mieliśmy spędzić w wynajętej furgonetce zjeżdżając południowe bezdroża Zachodniej Australii. Chcieliśmy dotrzeć do Albany, a po drodze pojeździć (i pochodzić) po lasach porośniętych majestatycznymi eukaliptusami karri. W tym celu kilka tygodni temu zarezerwowaliśmy na stronie Motorhome Republic małego, ale wygodnego campervana.

Motorhome Republic to pośrednik, które gwarantuje konkurencyjne ceny i (podobno) świetną obsługę klienta. Teraz z perspektywy czasu możemy stwierdzić, że ceny nie są aż tak świetne, a obsługa klienta pozostawia wiele do życzenia. Lekcja numer 1. Nie korzystaj z usług pośrednika!

Nasz pośrednik przesłał nam potwierdzenie i rachunek. 6 dni, w pełni wyposażony samochód, podstawowe ubezpieczenie, 24 godzinne drogowe assistance – tyle w cenie plus dodatkowy kierowca płatny w dzień odbioru samochodu (25 dolarów). Wiedzieliśmy też o kaucji w dość zaporowej cenie 3000 australijskich dolarów. Cóż, nie może być idealnie.

Wynajem samochodu w Australii – przypadek pierwszy

Samochód wynajmowaliśmy w Apollo – firmie międzynarodowej i dość znanej. Szczerze mówiąc nie czytaliśmy opinii w internecie, nie zrobiliśmy też żadnej szerokiej analizy rynku. Kilka miesięcy wcześniej wynajęłam bowiem podobny samochód u tego samego pośrednika i tej samej firmie kiedy odwiedzili nas moi rodzice. Wtedy jednak zaszalałam i wykupiłam także pakiet dodatkowy, tzw. value pack, który obejmuje m.in. zniesienie wkładu własnego, obniżenie wysokości kaucji, rozszerzone ubezpieczenie, dodatki (uzupełnienie butli z gazem, rozszerzone assistance, stół i krzesła, dodatkowy kierowca). Jechaliśmy na północ, chcieliśmy przejechać żwirowy park Karijini. Bałam się, że np. odprysk kamienia zepsuje nam cały wyjazd. Teraz te dodatki nie były nam potrzebne – pięciodniowa wycieczka i zaledwie ciut ponad 1000 km po asfalcie nie były wystarczającym powodem do płacenia dodatkowych 40 dolarów za dzień. Choć i wtedy, choć wykupiłam pełen pakiet, nie odbyło się bez przypałów. Proces odbioru samochodu był drogą przez mękę. Choć zjawiliśmy się jako pierwsi przed 8 rano, samochód odebraliśmy po 10. Ponad 2 godziny, choć zrobiłam wcześniejszy „check-in” online, czyli wypełniłam wszelkie formularze. Samochód był brudny (myto go, a raczej zlewano wodą ze zwykłego ogrodniczego węża kiedy robiliśmy inspekcję. Drzwi lodówki się nie zamykały, nie działało radio. Kiedy wieczorem ścieliliśmy łóżka mieliśmy poważne wątpliwości czy dostaliśmy czyste prześcieradła… Całe szczęście samochód był w dobrym stanie technicznym i ostatecznie doszliśmy do wniosku, że to jest najważniejsze.  

Wkład własny, czyli „excess”.

Każda wypożyczalnia samochodów w Australii może mocno przestraszyć wysokimi kosztami wkładu własnego (najczęściej w granicach $3000 w przypadku prostego campervana do nawet 7000 – 8000 w przypadku większych kamperów w opcji „pełen wypas”. Czym jest wkład własny? Najlepiej opisać to na przykładzie. Kamper, którego wynająłeś ma wkład własny w wysokości $3000. Jeśli uszkodzisz samochód (np. stłuczesz reflektor, uderzysz w słupek) i koszt naprawy wyniesie mniej niż wysokość wkładu własnego, za naprawę płacisz ty do wysokości wkładu własnego (w naszym przypadku $3000). Jeśli naprawa wyniesie ponad $3000, z własnej kieszeni opłacasz „tylko” $3000, a resztę płaci ubezpieczyciel/wypożyczalnia.

Wynajem samochodu w Australii – przypadek drugi

Nauczeni wcześniejszym doświadczeniem stawiliśmy się wczoraj w siedzibie Apollo kilka minut przed 8. Wiedziałam, że jeśli chcę w miarę sprawnie załatwić odbiór samochodu, muszę być tam wcześnie. Jeśli nie, czeka mnie kilkugodzinne czekanie. Rekordzista czekał bodajże 7 godzin (!!!). Generalnie minimum to półtorej godziny.

Byliśmy drudzy w kolejce i kwadrans po 8 zostaliśmy wezwani przez obsługę. Wypełniliśmy formularze i kiedy myśleliśmy, że już zaraz obejrzymy nasz samochód, pojawiła się pierwsza przeszkoda. Kaucja. Okazało się bowiem, że Apollo nie blokuje tej kwoty na karcie, ale wypłaca ją z karty i przesyła na swoje konto, a za tą transakcję płacisz ty. Bagatela bezzwrotne 60 dolarów. Co więcej, pieniądze wracają na twoje konto dopiero po miesiącu, a nie jak widnieje czarne na białym w moim potwierdzeniu – w momencie zwrotu samochodu. Czyli Apollo korzysta z twoich pieniążków przez miesiąc, a za całą imprezę płacisz ty. Niezły biznes, co?

Jak wkręcić się w coś, czego nie potrzebujesz…

Nasze miny mówiły chyba wszystko, więc pan sprzedawca bardzo szybko poinformował nas, że za marne 174 dolary możemy uniknąć zarówno bezwrotnej opłaty i tak wysokiej kaucji. Po prostu wykupimy wspomniany „value pack” i jeszcze na tym wszystkim skorzystamy. Płacą 174 dolary otrzymamy obniżenie kaucji do 250 dolarów (i kwota ta nie będzie nawet zablokowana na karcie), zniesiony zostanie także wkład własny. Dodatkowo w tej cenie dostaniemy drugiego kierowcę bez dodatkowej opłaty (25 dolarów), nie będziemy musieli napełniać butli z gazem, a co najważniejsze – otrzymamy pełne ubezpieczenie. Pan miał słowotok i przedstawiał wszystko w tak sugestywny sposób, że mieliśmy wrażenie, że złapaliśmy pana boga za nogi. Po szybkiej wymianie spojrzeń stwierdziliśmy, że bierzemy pakiet za 174 dolarów. Szczerze mówiąc, chcieliśmy po prostu ruszyć.  Daliśmy się nabrać na stary handlowy chwyt. Zakręć klienta tysiącem informacji, wpleć w co drugie zdanie ile skorzysta na całej imprezie, zmęcz go tak, że będzie mu wszystko jedno. Prosto, ale skutecznie.

Kiedy już prawie wręczałam panu australijską kartę, nagle usłyszałam, że mam zapłacić nie 174 dolary, ale 235. He? Pan liczył chyba, że nie wyłapiemy subtelnej różnicy, bo nie potrafił nawet wyjaśnić tajemniczej zmiany. Powtarzał jak mantrę, że taka cena wyskoczyła mu na kolejnym ekranie. Po chwili się zreflektował i wyjaśnił, że dodatkowe 60 dolarów to tajemnicze rządowe podatki i „inne opłaty”. Jakie? Nie mamy pojęcia.

Bo tak widnieje na ekranie…

Po pół godzinie bezowocnej pogawędki, wróciliśmy do początku, czyli pakietu oryginalnego. 3000 dolarów kaucji zwrotnej po miesiącu, 60 dolarów za korzystanie z naszych pieniędzy i 25 dolarów za drugiego kierowcę. Jednak teraz okazało się, że za kierowcę zapłacić mamy nie 25 dolarów, ale 50. Dlaczego? Bo tak widnieje na ekranie. Moje potwierdzenie i rachunek nie były dla Apollo wystarczającym dowodem. Zostaliśmy zaszantażowani – albo płacimy tyle, ile nam każą, albo nie dostaniemy samochodu. Później możemy się ubiegać o zwrot kosztów od Motorhome Republic. Jak łaskawie ze strony Apollo.

W międzyczasie pan sprzedawca próbował nas nadal przekonać do zakupu pakietu (którego cena nagle zmalała z 235 do 225, wypadły też z tej ceny dodatki, a figurowało już tylko ubezpieczenie), argumentując, że jeśli nie zapłacimy, pozostaniemy zupełnie bez ubezpieczenia. Znowu informacje na moim potwierdzeniu na temat posiadanego (i opłaconego) ubezpieczenia nie robiły żadnego wrażenia na teamie z Apollo. Ba, dowiedzieliśmy się, że jedyne ubezpieczenie, które akceptują to to wykupione bezpośrednio u nich. W międzyczasie zaszczyciła nas kierowniczka biura, która potwierdzała wersję o „dodatkowych rządowych opłatach” (jakich? Do dzisiaj nie mamy pojęcia…). Po tym jak nerwy sięgnęły zenitu, kierowniczka zaczęła się ze mną targować. W Australii. W dużej międzynarodowej firmie. Kierownik biura targuje się z klientem, próbując ugrać jak najwięcej. Naprawdę myślałam, że śnię na jawie… W świetle tego wszystkiego nie pozostało nam nic innego, jak zapomnienie o road tripie. 

Głupiutkie turysty

Dlatego zamiast z południowych rubieży, piszę te słowa z kanapy naszego mieszkania. Wynajem samochodu nie doszedł do skutku, a negatywna opinia, którą opublikowałam wczoraj na google (pierwszy raz w życiu…) skutkowała tym, że dzisiaj skontaktowała się ze mną centrala Apollo oferując zwrot kosztów. Zobaczymy czy dojdzie do skutku. Uwierzę jak zobaczę pieniądze na koncie. Motorhome Republic nie oferowało nawet tego. Podobno biuro Apollo z Perth skontaktowało się z nimi informując o naszej anulacji i argumentując, że anulowaliśmy wynajem samochodu, ponieważ nie zrozumieliśmy procesu kaucji i ubezpieczenia. Ale głupiutkie z nas turysty co to nie potrafią zająć się wynajmem samochodu w Australii…

Nabita w butelkę

Kiedy przyjechaliśmy z powrotem do domu, byłam tak wściekła, że łzy ciekły mi po policzkach. Czułam się bezsilna i totalnie nabita w butelkę. W końcu choć nie zapłaciliśmy za dodatki, to Apollo dostało nasze pieniądze za samochód. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że jest szansa na ich odzyskanie. Dodam, że wczoraj mieliśmy zdać nasze mieszkanie. Mieliśmy wrócić campervanem, zapakować toboły i jedzenie, a następnie ruszyć na południe. Potem w poniedziałek szybki zwort samochodu i uber na lotnisko. Taki był plan. Szczęście w nieszczęściu, agencja nieruchomości nie znalazła jeszcze nowego lokatora.

Siedząc na kanapie i analizując poranne wydarzenia w biurze Apollo, nie mogłam się pohamować i zaczęłam przeglądać opinie na google. I włos zjeżył mi się na głowie. To co przytrafiło się nam to igła w stogu siana i mały pikuś w porównaniu do tego, co przeżyli inni.

Jeśli szukasz inspiracji i dobrych rad w temacie przygotowań do australijskiego road trip – kliknij tutaj. Tutaj za to znajdziesz najpiękniejsze miejsca na zachodnim wybrzeżu – klik.

Sytuacja wcale nie hipotetyczna

Wyobraź sobie taką sytuację. Planujesz 5-tygodniowy road trip po Australii. Przylatujesz do Perth, wylatujesz z Sydney. Wynajmujesz samochód w Apollo. Twój samolot ląduje w środku nocy. Koczujesz na lotnisku i przed 8 jesteś w biurze Apollo. Masz ze sobą wszystkie dokumenty, a także potwierdzenie w którym widnieje czarno na białym, że wszystko opłaciłeś. Czeka cię tylko kilka formalności – zablokowanie kaucji na karcie, wypełnienie kilku formularzy i sprawdzenie samochodu. Pikuś. Po chwili okazuje się jednak, że ubezpieczenie które masz, jest niewystarczające. Za jedyne 20-40 dolarów dziennie, Apollo zapewni ci ubezpieczenie.

Nie widziałeś nawet jeszcze samochodu, za który zapłaciłeś 2000 dolarów. A teraz oczekuje się, że zapłacisz kolejne 2000 dolarów. Pamiętaj, że cierpisz na koszmarnego jet laga, nie wszystko do ciebie dociera i ostatecznie godzisz się na wszystko. Wychodzisz lżejszy o 2000 dolarów, ale myślisz sobie, że zrobiłeś niezły deal. Bo przecież jeśli coś się stanie, Apollo ci pomoże. Potem okazuje się, że musisz poczekać kolejną godzinę, bo samochód nie jest gotowy. Z 10 rano robi się południe i ostatecznie wyjeżdżasz po 14, bo twój samochód został zwrócony w południe zamiast o 8 rano, a to przecież nie wina Apollo!

Wsiadasz i okazuje się, że drzwi lodówki się nie zamykają, a rzekomo czyste prześcieradła są pełne śladów śliny (komuś spało się na nich całkiem nieźle). Po pierwszych 200 km marzysz tylko o kempingu, ale samochód się rozkracza. Okazuje się, że akumulator jest całkowicie rozładowany. Apollo pomoże ci, ale jutro. Na razie bujaj się na pustkowiu i czekaj na pomoc drogową. Mam nadzieję, że zrobiłeś po drodze zakupy i masz co jeść…

Ten rozbudowany przykład nie powstał w mojej bujnej wyobraźni. Zaczerpnęłam go z google od niemieckiej pary, która zamiast wymarzonych wakacji w Australii przeżyła koszmar. Oni również korzystali z usług pośrednika, ale choć niby opłacili wszystko jeszcze w Niemczech, dali się wpuścić w maliny i wykupili dodatkowy pakiet. Apollo nie tylko nie wypełniło warunków 24-godzinnego assistance, ale jeszcze zmusiło Niemców do skorzystania z usług lokalnego mechanika. Oczywiście koszty były po stronie klientów. Naiwnie myśleli, że Apollo zwróci im wydane pieniądze. Walka podobno trwa do dzisiaj.

Dlatego pierwsze, co oferują wypożyczalnie to zniesienie wkładu własnego. Za dopłatę rzędu 20 – 30 dolarów za dzień możesz pozbyć się wkładu własnego. Ale… No właśnie nie zawsze wszystkie usterki są w to wliczone. I tak np. uszkodzenie dachu albo pęknięta szyba najczęściej nie są włączone w zniesienie wkładu własnego. Bardzo uważnie przeczytaj umowę zanim cokolwiek podpiszesz albo zapłacisz! 

Wynajem samochodu w Australii: ku przestrodze

Nie piszę tego, żeby cię przerazić czy totalnie zniechęcić do podróżowania po Australii. Przeciwnie. Uważam, że road trip to najlepszy sposób, żeby zobaczyć Kangurolandię. Ale trzeba bardzo uważać wynajmując samochód. Sposób w jaki Apollo żeruje na turystach jest dla mnie szczególnie przykry, ponieważ w okropny sposób wykorzystuje ewidentną słabość – desperację. Czasami wychodzę z założenia, że warto zapłacić trochę więcej za daną usługę. Liczę, że zachowuję się fair nie walcząc o każdego dolara. Jest to szczególnie ważne w krajach, gdzie poziom życia jest dużo niższy, ale nie w Australii. Po prostu nie spodziewałam się czegoś takiego tutaj. Wydawało mi się, że mogę zapomnieć o oszustwach i naciąganiu. Myliłam się.

Co zatem mogę doradzić?

  • Nie wynajmuj u pośrednika. Lepiej zapłacić odrobinę więcej i zawrzeć umowę bezpośrednio z wypożyczalnią. Oszczędzisz sobie podwójne dyskusje, jeśli coś pójdzie nie tak.
  • Przestudiuj opinie w internecie, nawet jeśli wynajmujesz samochód w Australii 😉
  • Wczytaj się w drobny druk. Wiedz dokładnie za co płacisz i co obejmuje twoja umowa z daną firmą. Co się dzieje jeśli samochód się rozkraczy? Kto pokrywa koszty holowania? Dostaniesz samochód zastępczy?
  • Uzbrój się w cierpliwość i znaj swoje prawa. Jeśli odbiór samochodu będzie trwał długo i zamiast z rana, opuścisz wypożyczalnię po południu, domagaj się zwrotu pieniędzy za stracony czas.
  • Bardzo dokładnie obejrzyj samochód zanim podpiszesz protokół odbioru, szczególnie jeśli wynajmujesz samochód z podstawowym pakietem (i nie ma w nim np. zniesienia wkładu własnego). Zrób zdjęcia wszystkich usterek, a najlepiej nagraj krótki filmik. Sprawdź samochód zarówno na zewnątrz (wszelki rysy, zadrapania, wgniecenia, stan szyb, wycieraczek, opon, etc.) jak i w środku (czy klimatyzacja działa? lodówka chłodzi? prześcieradła są czyste? szafki się zamykają/otwierają?).

Koniecznie daj znać czy masz jakieś inne rady i sugestie.


Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!


The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »