skip to Main Content
Samarkanda

Mityczna Samarkanda. Spacer przez trzy tysiące lat historii

Samarkanda. Już sama nazwa przywodzi na myśl Księgę tysiąca i jednej nocy, karawany pełne aromatycznych przypraw korzennych i kolorowych beli jedwabiu. Jedno z największych podróżniczych marzeń Victora, zaraz obok monastyrów Armenii i pustynno-stepowej Mongolii. Kolejna z pereł Jedwabnego Szlaku dla mnie i magnes przyciągający do Uzbekistanu tysiące turystów. 

Kiedy wysiadamy z marszrutki naprzeciwko Registanu słońce powoli chowa się za horyzontem. Złote zdobienia nabierają ciepłej barwy, a błękitne kopuły wydają się turkusowe. Zadzieram wysoko głowę i nie mogę nadziwić się jak piękne są minarety otaczające plac. Dookoła zbierają się ludzie. Spodziewałam się turystów, a zamiast nich widzę uzbeckie rodziny, które korzystają z wieczornej bryzy i rozsiadają się w parku z widokiem na najpiękniejszy plac Uzbekistanu.

Zrzucamy plecaki w małym rodzinnym hoteliku rzut beretem od Registanu i idziemy na spotkanie z niemiecką parą, którą poznaliśmy kilka dni wcześniej w Bucharze. Nie ma już śladu po upalnym słońcu, a zamknięta dla ruchu kołowego ulica Islama Karimowa jest pełna spacerujących uzbeckich rodzin. Obwoźni sprzedawcy sprzedają lody, watę cukrową i słodkie napoje. Siadamy z naszymi przyjaciółmi w czajchanie Bibikhanum. Popijamy piwo, jemy pyszne sałatki i delektujemy się doskonałym towarzystwem. Nie możemy uwierzyć, że jesteśmy w Samarkandzie!

Sztuczna Samarkanda

Wstajemy wcześnie i znaną z poprzedniego dnia ulicą Islama Karimowa idziemy w kierunku cmentarza. Za dnia wszystko wygląda inaczej. Zamiast Uzbeków – turyści. Zamiast sprzedawców – przycinający trawniki mężczyźni i zbierające każdy papierek kobiety. Część Samarkandy przeznaczona dla turystów musi być idealna. Pewnie dlatego wydaje mi się nieco sztuczna. 

Śmieci zebrane w kupkę. Pan z wózeczkiem zaraz je zbierze
…albo pani
Deptak prowadzący z Registanu do nekropolii. Wieczorem pełen miejscowych. W ciągu dnia – nieco wymarły

Rozglądam się dookoła i nie widzę „normalnego” życia. Nie ma domów, małych sklepików, bawiących się dzieci i plotkujących sąsiadek. Jest asfalt, zielony trawnik i zabytki. Próżno szukać tętniącego życiem, dużego miasta. Wszystko jest przykryte fasadą „mitycznej” Samarkandy, stworzonej pod potrzeby i oczekiwania turystów. Być może ma złagodzić to trochę przykry fakt, że Samarkanda jest droga. Niestety turysta musi ciągle wyciągać portfel z kieszeni. Nie ma tutaj, jak w Chiwie, jednego biletu wstępu. Płaci się za każdym razem. Meczet Bibi Chanum, jedna wejściówka. Mauzoleum Bibi Chanum, kolejny bilet. Registan, muzea, kolejne mauzoleum, kolejny meczet – kolejne wejściówki. Zbiera się tego okrągła sumka, szczególnie, że jako obcokrajowcy płacimy kilka a nawet kilkanaście razy więcej niż Uzbecy. Jeśli chciałoby się zobaczyć wszystko, należy liczyć się z solidnym wydatkiem. Każda wejściówka to 10 – 20 zł. 

Lista cen biletów do niektórych atrakcji

Samarkanda na luzie: nekropolia Shah-i-Zinda

Postanawiamy, że pierwszy dzień w Samarkandzie będzie na luzie. Zamiast odhaczać z listy kolejne atrakcje, udajemy się w stronę nekropolii Shah-i-Zinda. To duże miejsce położone na wzgórzu i podzielone na dwie części. Nową, nazywaną Aleją Gwiazd i starą, czyli zabytkowym cmentarzem z niewielką aleją otoczoną historycznymi mauzoleami. 

Większość turystów odwiedza tylko historyczną część, nie zaglądając na nowy cmentarz, gdzie znajdują się zarówno imponujące groby współczesnych artystów, intelektualistów i polityków, jak i te dla zwykłych śmiertelników. Oczywiście idziemy pod prąd, podążając na początku za uzbecką rodziną. Tak upływa nam dobra godzina. Kluczymy między grobami – tymi postawionymi z przepychem i tymi bardziej skromnymi, schowanymi w drugim, trzecim, a nawet czwartym rzędzie. Nagle naszym oczom ukazuje się rząd imponujących grobowców. Zupełnie przypadkiem doszliśmy do alei mauzoleów, która o 11 pęka już w szwach. Dopiero po chwili orientujemy się, że weszliśmy bokiem, bo oczywiście, jak wszędzie w Samarkandzie, wstęp do nekropolii jest płatny. Próbujemy znaleźć również drogę na cmentarz żydowski, ale niestety okazuje się, że jest on zamknięty. 

Samarkanda

Samarkanda: Timur i prawie trzy tysiące lat historii

Nie sposób zwiedzać Samarkandy ignorując historię miasta, a ta jest naprawdę niesamowita. Powstałe w VI w. p.n.e., podbite przez Aleksandra Wielkiego, który ponoć powiedział: „Wszystko com słyszał o Samarkandzie okazało się prawdą, z wyjątkiem tego, że jest piękniejsza niż sobie wyobrażałem”. Wtedy Samarkanda była centrum Jedwabnego Szlaku – tutaj przecinały się trasy karawan, które następnie rozjeżdżały się w kierunku Chin, Indii i Europy. Po najeździe i zniszczeniu miasta przez hordy Czyngis Chana, do Samarkandy wita Marco Polo. Jednak po mongolskiej inwazji, niewiele zostało do podziwiania. Miasto podniosło się z ruin dopiero za panowania Timura, którego pomniki można zobaczyć w niemalże każdym uzbeckim mieście. Timur urodził się sto lat po śmierci Czyngis Chana i za cel obrał sobie odbudowanie królestwa wielkiego mongolskiego władcy. Za życia podporządkował sobie wiele rejonów Azji Środkowej, Bliskiego Wschodu, Kaukazy, a nawet dzisiejszej Turcji i Pakistanu. O ile Czyngis Chan znany jest powszechnie jako sadystyczny potwór, który niszczył wszystko, co stanęło mu na drodze, Timur jawi się jako znawca sztuki, esteta i sprawiedliwy władca. Rzeczywistość była jednak zgoła inna. Szacuje się, że podboje Timura pozostawiły za sobą nawet siedemnaście milionów ofiar, a sam władca był łaskawy jedynie dla artystów i rzemieślników. Potrzebował ich bowiem do budowy swojej stolicy – Samarkandy. 

Dziedzictwo Timura jest widoczne na każdym kroku. To w Samarkandzie spoczywają jego zwłoki. Mauzoleum Gur-i Mir postanawiamy odwiedzić późnym południem. Przyjemny spacer przez park i znajdujemy się naprzeciwko wejścia. Zamiast wchodzić i płacić za kolejny bilet wstępu, obchodzimy mauzoleum dookoła. To dziwne uczucie widzieć z jakim namaszczeniem spacerują po terenie Uzbecy. Dla nich – wielki bohater. Dla nas – postać co najmniej kontrowersyjna. Po jego śmierci, imperium nigdy nie odzyskało dawnej świetności. 

Samarkanda

Samarkanda, podobnie jak Buchara, jest niezwykle łatwa w obsłudze. Wszystkie atrakcje znajdują się blisko siebie i wszędzie można dojść bez większego problemu piechotą. Wystarczy zatrzymać się w okolicach Registanu, którego zwiedzanie pozostawiamy na kolejny dzień, choć kilkukrotnie podziwialiśmy już plac z zewnątrz. Pora obejrzeć go od środka. 

Samarkanda

Samarkanda

Samarkanda

Registan

Poranne światło oślepia, a kontrast jest tak duży, że trudno robić zdjęcia. Lepiej zatem skupić się zwiedzaniu. Z aparatem wrócimy późnym popołudniem. Registan jest duży i składa się z trzech medres. Stojąc na wprost, ta z lewej strony (zachód) nosi imię wnuka Timura, genialnego astronoma, Ulug Bega, a ta z prawej nazywana jest Szir Dar (wschód) – wyróżnia się imponujących rozmiarów malunkami lwów. Na wprost wejścia znajduje się Tilja Kari, z zewnątrz niepozorna, w środku robi ogromne wrażenie. Wystarczy tylko wysoko zadrzeć głowę i… brakuje słów. Doskonała harmonia kolorów, idealna symetria, gra świateł i barw. Nie przeszkadzają nawet tłumy, które przewalają się przez Registan z dużą regularnością. Wystarczy jednak odrobina cierpliwości i łatwo wstrzelić się w moment między jedną grupą a drugą – Tilja Kari jest tylko dla nas! 

Samarcanda

Samarkanda

Samarkanda

Po pierwszym, wspaniałym wrażeniu, Registan wylewa na mnie kubeł zimnej wody. Przechodzę do bocznych pomieszczeń Tilja Kari i nie mogę uwierzyć własnym oczom… Zamiast ekspozycji – chińska tandeta sprzedawana w formie suwenirów i pamiątek. Namolni sprzedawcy nie pozwalają podziwiać starych zdjęć, które wiszą między brzydkimi makatkami, ścierkami, breloczkami i kolczykami. Jestem totalnie zniesmaczona. 40 000 somów, a zwiedzanie Registanu trzeba dzielić nie tylko z setkami turystów (co jest zrozumiałe), ale i sprzedawcami… Dodam, że kramy znajdują się nie tylko w Tilja Kari. W Szir Dar na przykład cały parter medresy przekształcony został w targowisko z pamiątkami dla turystów.  

Samarcanda

Samarcanda

Uciekam z Registanu i postanawiam wrócić wieczorem. Około 18 kramy się zamykają. Podwórza medres robią się przytulne i pięknie zacienione. Siadam na ławce w Szir Dar i chłonę atmosferę. Wyobrażam sobie młodych uczniów pobierających nauki. Podziwiam pięknie odrestaurowaną fasadę, a kiedy wychodzę na plac podglądam młodą parę przygotowującą się do sesji fotograficznej. Jest dobrze.

Samarkanda

Meczet Bibi Chanum

I choć Registan jest piękny i z pewnością wart zobaczenia nie tylko z zewnątrz, dla mnie prawdziwą perłą stał się meczet Bibi Chanum. Wielokrotnie podziwiałam go o zachodzie słońca z pobliskiej czajchany, ale dopiero ostatniego dnia zdecydowałam się wejść do środka. Zbudowany dla chińskiej żony Timura, Bibi Chanum jest doskonały i ogromny! Okalające go minarety mierzą aż pięćdziesiąt metrów, a w świetle zachodzącego słońca mienią się idealnym turkusem. Powstanie Bibi Chanum otoczone jest wieloma legendami. Jedna z nich głosi, że sam Timur karmił robotników pieczystym, aby zmotywować ich do pracy. Według innej, do pracy wykorzystywano słonie sprowadzone specjalnie w tym celu z Indii. Podobno meczet nie został ukończony, ponieważ naczelny budowniczy zakochał się w małżonce Timura i poprosił ją o pocałunek. Wściekły Timur ściął nieszczęśnika, a żonie nakazał zakrywać twarz, aby nie kusić innych mężczyzn. 

Samarcanda

Samarkanda

Samarcanda

Jeśli po dwóch dniach zwiedzania majestatycznych budynków zachodzisz w głowę gdzie podziewają się mieszkańcy, dobrze rozejrzyj się dookoła na przykład spacerując ulicą Karimowa. Postaraj się dojrzeć bramy wyglądające jak wejścia do posesji. Jeśli podejdziesz bliżej, zauważysz, że to nie wejścia do domów, a bramy prowadzące na boczne uliczki. Ukryte przed okiem turysty, bo „psują” efekt imponującej Samarkandy. Dla mnie okazały się niezwykle ciekawym i autentycznym uzupełnieniem miasta, które wcześniej wydawało się bardzo sztuczne. To tutaj żyją mieszkańcy. To tutaj można kupić tanie i pyszne jedzenie, zajrzeć do małych sklepików i antykwariatów, a także porozmawiać z niezwykle życzliwymi Uzbekami. 

Samarkanda

 Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has One Comment

  1. Wygląda to bardzo ciekawie. A taki Uzbekistan to do teraz nigdy nie był w kręgu moich zainteresowań podróżniczych. Trzeba to zmienić 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »