skip to Main Content
Tana Toraja

Tana Toraja na własną rękę. Nie tylko rytuały pogrzebowe

Zawsze uwielbiałam magazyny podróżnicze, a moim ulubionym były „Podróże”. Myślę, że właśnie w jednym z numerów, pewnie jakieś 15 – 20 lat temu natknęłam się na artykuł o miejscu wyjątkowym. Miejscu, które znajdowało się tak daleko, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że kiedyś tam dotrę. Kiedy czytałam o tym miejscu, przechodziły mnie ciarki po plecach.  Rytualne zażynanie bawołów i prosiaków, ciągnące się dniami ceremonie pogrzebowe, zwłoki czekające na pochówek latami, tajemniczo wyglądające domy i mieszkańcy, którzy choć w większości są katolikami, w równym stopniu pozostali animistami. Pewnie domyślasz się o jakim miejscu mowa. Tana Toraja to prawdziwa turystyczna legenda i bez dwóch zdań główna atrakcja indonezyjskiego Sulawesi. To jedno z tych miejsc, które należy odwiedzić będąc gruntownie przygotowanym. Szkoda czasu na improwizację i przypadkowe szukanie atrakcji, szczególnie jeśli przyjeżdżamy zainteresowani nie tyle krajobrazami, ile kulturowym bogactwem Toradżów.

Tana Toraja

Tana Toraja. Cepelia? Turystyczna szopka?

Przyznam, że bałam się turystycznej szopki. W końcu wielu turystów przylatuje na Celebes w jednym celu – wszyscy chcą zobaczyć pogrzeb w Tana Toraja. I oczywiście łatwo zaspokoić tą potrzebę. Pierwsze z czym spotykasz się w Rantepao (największe miasto regionu) to grupy przewodników oferujące cały szereg usług z wizytą na ceremonii pogrzebowej na czele. Jeśli przyjechałeś do Tana Toraja nieprzygotowany, warto znaleźć przewodnika, który wyjaśni lokalne tradycje. Jeśli zaś poczytałeś co nieco przed przyjazdem, wynajmij skuter i jazda!

Śmierć

Dla Toradżan to paradoksalnie najważniejszy element życia. Każdy z nas umrze, a śmierć wcale nie oznacza smutnego końca. To raczej początek długiego rytuału, którego punktem kulminacyjnym jest pogrzeb. Nierzadko od momentu śmierci do pochówku mijają lata. Pogrzeb to bowiem celebracja życia, ogromne i kosztowne święto, trwające kilka dni i przyciągające tłumy. Mało kto posiada fundusze, żeby zorganizować wielki festyn z dnia na dzień. Przygotowania, a przede wszystkim oszczędzanie, ciągnie się miesiącami, a czasami latami. Co zaś dzieje się w tym czasie z ciałem? Zmarły traktowany jest niemalże jak żywy. Zabalsamowane ciało przechowywane jest w domu, a zmarłego odwiedzają krewni, sąsiedzi i przyjaciele. Czasami wypiją razem kawę, zjedzą obiad. Porozmawiają.

Ceremonia pogrzebowa jest otwarta dla każdego. Nie wierz przewodnikom, którzy będą cię przekonywać, że nie zostaniesz wpuszczony. Jeśli tak jak my będziesz w Tana Toraja w szczycie sezonu (lipiec i sierpień to zarówno sezon turystyczny jak i „pogrzebowy”), nikt prawdopodobnie nie zwróci na ciebie uwagi. Będziesz jednym z wielu turystów, którzy, obwieszeni aparatami i kamerami, skaczą dookoła cykając zdjęcia i kręcąc filmy. Dla mnie było to przeżycie dość trudne i prawda jest taka, że nieszczególnie chcieliśmy brać udział w ceremonii pogrzebowej. Baliśmy się wspomnianej turystycznej szopki. Ku naszemu zaskoczeniu żadnej szopki nie było.

Tana Toraja

Rytuał pogrzebowy

Trafiliśmy na potrójny pogrzeb. Jeden ze zmarłych czekał na pochówek aż piętnaście lat. Ceremonia była wyjątkowo wystawna, a na pogrzeb zjechali krewni z całego świata. Trudno było mi swobodnie obserwować wszystko co działo się dookoła. Czułam się jak intruz, zakłócający intymne przeżycie. Taki odbiór ceremonii nie miał nic wspólnego z rzeczywistością. Nikt nie dał mi do zrozumienia, że powinnam zniknąć. Wręcz przeciwnie. Wszyscy życzliwie się uśmiechali i zachęcali do skorzystania za wspólnego poczęstunku. Jednak moja europejska percepcja pochówku kłóciła się z lokalną tradycją. Dla mnie pogrzeb to prywatne i trudne wydarzenie; przepełnione bólem i naznaczone smutkiem. Oczywiście jeśli pochówek ma miejsce kilka dni po śmierci targają nami zupełnie inne uczucia niż kiedy od śmierci upływa nawet kilkanaście lat, a życie żywych toczy się wokół gromadzenia środków na godny pogrzeb.

Sama ceremonia przypomina ogromną imprezę. Z głośników dobiega muzyka i nawoływania wodzireja, który zachęca do gier i konkursów. Dookoła biegają dzieciaki, a rotacja gości jest tak duża, że trudno połapać się kto trafił na ceremonię przypadkowo a kto rzeczywiście znał zmarłego i jego rodzinę. Pogrzeb jest dużym wydarzeniem w dość nudnym życiu lokalnych społeczności. Warto mieć na uwadze, że większość ceremonii odbywa się w porze suchej, kiedy mieszkańcy nie mają za wiele do roboty. Odwiedzenie sąsiadów czy wycieczka do kolejnej wioski to miła ucieczka od rutyny. Okazja, żeby podejrzeć, sprawdzić status materialny, posłuchać plotek, zjeść coś dobrego.

Bawoły i inne ofiary

Co jest wyznacznikiem „godnego” pogrzebu? Co świadczy o bogactwie materialnym i duchowym? Bawół. Zgodnie z wierzeniami Toradżów to ogromne zwierzę jest najlepszym towarzyszem dla duszy zmarłego, ponieważ jego siła duchowa jest niemalże równa do tej jaką posiada człowiek. Innymi słowy bawół jest godnym kompanem w podróż w zaświaty. Inny aspekt to fundusze. Bawół jest wyznacznikiem pozycji materialnej zmarłego i jego rodziny. Ceny albinosów sięgają nawet kilkunastu tysięcy dolarów. Zwierzęta (obok bawołów również prosiaki) są rytualnie zabijane, a ich mięso serwowane jest podczas ceremonii z dodatkiem ryżu i warzyw. Chyba ta część obrzędu była dla nas najtrudniejsza i dlatego przed ubojem wymęczonych zwierząt opuściliśmy ceremonię. Być może powinniśmy się przemóc…

Tana Toraja

A co poza pogrzebem?

Na wynajętym motocyklu ruszyliśmy dalej na południe w kierunku grot skalnych, do których przenoszone są ciała. Toradżowie chowani są nie w ziemi, lecz wysoko w górach. Zgodnie z ich wierzeniami im wyżej znajdzie się ciało, tym krótsze drogą będzie musiało pokonać aby dostać się do „nieba”. Jedną z takich grot skalnych jest Londa. Bardzo popularna wśród turystów, znajduje się blisko głównej szosy i jest bez dwóch zdań warta zobaczenia. Zamiast tradycyjnych tau-tau, czyli małych figur przypominających zmarłego, „strzegących” grobowca również tutaj pojawia się nowa moda – portrety zmarłych, zdjęcia, a nawet niemalże realnych kształtów figury woskowe.

Tana Toraja

Tana Toraja

Powoli!

W Tana Toraja nie warto się spieszyć. Mieszkańcy są życzliwi, a mapy na niewiele się zdają. Jeśli więc rezygnujesz z przewodnika, nastaw się na błądzenie. Kilka żelaznych atrakcji jest prawidłowo oznaczonych na mapach i bez dwóch zdań warto je zobaczyć, ale poza nimi ani maps. me ani google maps na niewiele się zdają.

Naszą własną objazdówkę po Tana Toraja podzieliliśmy na dwie części – południe od Rantepao i północ.

Południowa objazdówka

Wycieczkę po południowych rubieżach zrobiliśmy sami, korzystając z ogólnie dostępnych map i tego co udało nam się znaleźć w Internecie. Zjechaliśmy niezliczoną liczbę wiosek i zobaczyliśmy dziesiątki jeśli nie setki przepięknych toradżańskich domów. Pierwszym z nich było znane i niezwykle popularne wśród turystów Ke’te Kesu (do którego pobierana jest symboliczna opłata za wstęp). Miejsce jest rzeczywiście urokliwe i choć bardzo turystyczne, ani sprzedawcy ani przewodnicy nie byli nachalni. Mogliśmy swobodnie spacerować i robić zdjęcia. Z racji tego, że był to pierwszy tak okazały kompleks tradycyjnych toradżańskich domów, zrobił na nas duże wrażenie. O dziwo jednak jadąc dalej na południe trafiliśmy na mnóstwo innych domów, równie okazałych, a jednocześnie zupełnie nieturystycznych. Gubiąc się i pytając co chwilę o drogę życzliwych mieszkańców podziwialiśmy widoki, przybijaliśmy piątki z maluchami wracającymi ze szkoły. Uważnie rozglądając się dookoła trafiliśmy na maleńkie groty i drzewo będące grobem małych dzieci (Kambira). Tana Toraja pełna jest miejsc o znaczeniu symbolicznym i religijnym. Trzeba tylko otworzyć szeroko oczy, nie ignorować drobiazgów i zauważyć również to, co nie oczywiste.

Tana Toraja

Tana Toraja

Północna objazdówka

Na północ od Rantepao wybraliśmy się w towarzystwie poznanych Hiszpanów argentyńskiego pochodzenia – Cristiana i jego mamy Marile.

Tana Toraja

O ile południe to bardziej wycieczka kulturowa, północ to oprócz lokalnej symboliki również niesamowite widoki. Kręta droga wspina się coraz wyżej i wyżej, odsłaniając malownicze pola z ukrytymi wśród drzew toradżańskimi domami. Zatrzymujemy się dosłownie co kilka minut, robiąc zdjęcia i piszcząc z zachwytu. Trudno zorientować się gdzie kończy się jedna miejscowość i zaczyna druga. Naszym celem jest Batutumonga, gdzie planujemy zjeść obiad, ale ostatecznie decydujemy się na piknik w wyjątkowo urokliwym zakątku. W Batutumondze wypijamy kawę i ruszamy dalej. Psuje się pogoda, zaczyna padać, a godziny na motocyklu dają nam trochę w kość. Kręcimy się jeszcze po okolicy znajdując grobowce i chłonąc widoki.

Tana Toraja

Tana Toraja

Tana Toraja

Tana Toraja

Czy warto zobaczyć Tana Toraja? TAK! To niesamowite miejsce, wyjątkowe i magiczne. Ku naszemu wielkiemu zaskoczeniu łatwo zejść z utartego turystycznego szlaku nawet w samym Rantepao. Choć przewodnicy są namolni a ceny w niektórych miejscach zostały sztucznie podniesione w odpowiedzi na zmasowany ruch turystyczny, nie jest to miejsce „zepsute”. Tysiące turystów przyjeżdżają podglądać pogrzebowe rytuały, co nie zmienia faktu, że ceremonie pozostały autentyczne. Na turystów nie zwraca się szczególnej uwagi, traktując ich jak normalny element krajobrazu.

Tana Toraja

Warto zatrzymać się w Rantepao na kilka dni. Spokojnie przejść się po miasteczku, które choć na pierwszy rzut oka jest mało zachęcające, ma kilka urokliwych zakątków; wynająć motocykl i objechać okolicę, zarówno na północ jak i na południe od Rantepao. Przejść się po okolicznych wzgórzach, odkrywając grobowce i miejsca pozornie „zwyczajne”. Tutaj wszystko ma drugie dno, symboliczne znaczenie. Na koniec ostatnia refleksja. Choć Tana Toraja jest magnesem przyciągającym turystów na Sulawesi i naprawdę wielu z nich przylatuje tutaj tylko w tym jednym konkretnym celu, Sulawesi to nie tylko Tana Toraja.

Kilka uwag praktycznych

Turystyczną stolicą regionu jest Rantepao, na pierwszy rzut oka mało urokliwe, ale praktyczne.

Dojazd

Do Tana Toraja łatwo dojechać z Makassar (bezpośredni, wygodny autobus). Pozostałe opcje są nieco mniej komfortowe, ale możliwe. Jechaliśmy z Sengkang – bemo do skrzyżowania w Lawawoi, a potem kijang do Rantepao. Z Rantepao złapaliśmy 13-godzinny autobus do Tenteny. Bardzo kręta, ale malownicza droga.

Nocleg

Bez problemu i na każdą kieszeń w Rantepao. Spaliśmy w hotelu Pia’s Poppies (198 000 za dwójkę z łazienką bez śniadania) i polecamy. Czysto i przyjemne. Motocykl wynajęliśmy w hotelu.


Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!


The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »