skip to Main Content
jachtostop

Jachtostop. Na marzenia trzeba uważać

Dzisiaj post zupełnie nie chronologiczny, ale aktualny. Miało być o Sulawesi, a raczej o rajskich Togianach, ale co się odwlecze… Ci z was, którzy śledzą nasze poczynania na Facebooku wiedzą, że płynęliśmy na pokładzie jachtu w kierunku Australii. Płynęliśmy, ale już nie płyniemy. Nasza przygoda z jachtostopem była krótka, intensywna i bardzo nieprzyjemna. Nie chcę jednak zniechęcać do tego środka transportu, po prostu nie mieliśmy szczęścia albo raczej mieliśmy wyjątkowego pecha.

Jachtostop. Co to?

Na początek słów kilka na temat jachtostopu, bo myślę sobie, że dla wielu osób ten koncept jest zupełnie obcy. W telegraficznym skrócie jachtostop to autostop, tylko na łodzi. Wiele osób pływa po morzach i oceanach i często potrzebuje pomocy – czasami będzie to pomoc przy samym żeglowaniu, czasami sprzątanie, gotowanie, zajmowanie się dziećmi, zabawianie rozmową, pełnienie nocnych wacht, etc. Wbrew pozorom osób, które wybrały życie na wodzie jest całkiem sporo. Łódź jest nie tylko ich środkiem transportu, ale również domem.

jachtostop

Ile kosztuje?

Czy jachtostop kosztuje? Z tym bywa różnie. Niektórzy zrobili z tego niezły biznes i poza darmową siłą roboczą wymagają aby dokładać się do wszystkich kosztów, a te mogą być spore, szczególnie jeśli dużo płynie się na silniku. Dla nas najważniejsze było, aby koszty minimalizować, dlatego jedyną akceptowalną opcją była składka na jedzenie. Pozostałe koszty miały leżeć po stronie właścicieli łodzi.

Gdzie szukać jachtostopu?

Można w internecie (np. na stronie findacrew.net czy na grupach na Facebooku, genialna jest nasza polska „Jachtostopowicze czyli my”), ale znacznie lepiej osobiście tam, gdzie łodzie cumują. Na końcu tekstu lista linków, które okazały się bardzo pomocne w naszym przypadku.

jachtostop

Sezony żeglarskie

Kluczową sprawą są sezony żeglarskie. Zanim zabierzesz się za szukanie jachtostopu i kupisz bilet na przykład na Bali, upewnij się, że przylecisz kiedy trwa sezon i jachty pływają na wymarzonej trasie i w dobrym kierunku. My byliśmy zupełnie zieleni w temacie i płynęliśmy pod prąd. Niby tak też można, ale dużo łatwiej znaleźć łódź w kierunku wiatrów i prądów. Z pomocą przychodzi google („sailing seasons in…”) i… post Asi i Adama.

Za i przeciw

W internecie można znaleźć dziesiątki blogów opisujących jachtostopowe przygody. Dla większości jachtostop to niesamowita przygoda i trudno się z tym nie zgodzić. Trochę trudniej jednak traktować jachtostop bezkrytycznie. Jachtostop to praca i nie zawsze przyjemna. Inna sprawa to choroba morska, ograniczona przestrzeń i fakt dzielenia jej z nieznanymi osobami. Dla nas jednak najważniejszą i kluczową kwestią jest osoba kapitana. To od niego zależy wszystko: czy rzeczywiście czegoś się nauczysz, jaka będzie atmosfera. Niestety my chyba nie mogliśmy trafić gorzej.

Nasze doświadczenie

Kiedy udało nam się znaleźć jacht, gotowy zabrać nas do Australii wydawało nam się, że trafiliśmy do nieba. Piękny katamaran, prywatna kajuta z łazienką, zrzutka do jedzenia. Victor od początku miał swoje wątpliwości co do kapitana, bo rzeczywiście kilka rzeczy ewidentnie śmierdziało. Rob Azzopardi (podaję nazwisko ku przestrodze gdyby kiedyś ktoś myślał o zabraniu się z nim… przestrzegamy!) kombinował. Jakieś dziwne układy z tajskimi dziewczynami, dużo alkoholu, dziwne huśtawki humorów, przesuwanie terminu wypłynięcia. Ja jednak z natury optymistka, a w dodatku uparta, bardzo chciałam spróbować jachtostopu i byłam gotowa przymknąć oko na wiele drobnostek byleby tylko popłynąć.

jachtostop

Być kobietą…

Pierwsze wrażenie okazało się bardzo mylne. Człowiek, który początkowo wydawał się naprawdę fajną osobą, okazał się humorzastym i leniwym alkoholikiem, rasistą, seksistą i chamem. Kiedy poza złośliwymi komentarzami, na które przymykaliśmy oko (bo w końcu jesteśmy różni), „kapitan” zaczął nas normalnie gnoić, zaczęliśmy się poważnie martwić. Na początku gnojenie koncentrowało się na mnie, bo jestem kobietą. Co oznacza to w świecie „kapitana”? Ano że jestem głupia, bezużyteczna i podobnie jak inne kobiety we wszechświecie nadaję się tylko do służenia mężczyznom. Później gnojenie objęło również Victora. Najgorsze były momenty kiedy był pijany (a zdarzało się to niemalże codziennie, nawet w kraju takim jak Indonezja gdzie alkohol jest drogi albo czasami po prostu go nie ma). Potem kiedy trzeźwiał wkładał na moment maskę kumpla, żeby po chwili znowu się czepiać. Taka huśtawka humorów doprowadzała nas do szału, choć będąc we dwójkę jakoś sobie radziliśmy. Po prostu bardzo chcieliśmy dopłynąć, a swoją drogą zadziwiające ile jest miejsca na katamaranie i jak łatwo się unikać 😉

jachtostop

Wyimaginowane życie

W międzyczasie zorientowaliśmy się, że nasz „kapitan” żyje w zupełnie fałszywym świecie. Gdyby był dobrym człowiekiem, serdecznie bym mu współczuła, bo w głębi musi być chyba bardzo nieszczęśliwy. Jedyne osoby, które w jakiś sposób wchodzą z nim w interakcje to ci, których zaprasza na piwo. Rozpaczliwie poszukuje kobiety swojego życia, ale bezskutecznie, zresztą biorąc pod uwagę jego stosunek do kobiet – trudno się dziwić. Całe jego życie rozgrywa się na facebooku, gdzie publikuje zupełnie fałszywy obraz rzeczywistości. Nie mogliśmy się nadziwić kiedy oglądaliśmy jego interpretację tego, co sami przeżyliśmy. Załoga lokalnej łódki, która podpłynęła po pieniądze (dość normalna rzecz, niestety), stała się najlepszymi „lokalnymi” kumplami. Poznany indonezyjski hipis, który żyje z przygrywania turystom został zaproszony na piwo, żeby „kapitan” mógł zamieścić na facebooku jak to brata się z lokalesami. Jedyną rzeczą motywującą naszego „kapitana” do aktywności był bar. Tylko wtedy schodził też na ląd. Codziennie zmieniał zdanie, a jego lenistwo sięgało zenitu. Podczas kiedy my pływaliśmy, snorklowaliśmy, spacerowaliśmy, rozmawialiśmy z ludźmi, on pił albo siedział z głową w tablecie, spał albo pił. Psujący się notorycznie silnik nie był wystarczającą motywacją, żeby wyrwać do z alkoholowego marazmu. Wtedy też zaczęliśmy się poważnie niepokoić. Bo jeśli nie mobilizuje się nawet do tego, żeby naprawić silnik to co będzie kiedy oddalimy się od lądu i przytrafi się poważna awaria?

jachtostop

Co zrobić?

Od kilku dni poważnie biliśmy się z myślami co robić. Pozostał nam miesiąc na pokładzie łodzi, a z każdym dniem pokłady cierpliwości i wytrzymałości topniały. Nie widzieliśmy już w zasadzie żadnych pozytywów płynięcia z „kapitaniem”. Podstawowa zaleta jachtostopu w naszych oczach, czyli dotarcie do miejsc z dala od głównego szlaku turystycznego również zniknęła, bo przecież w takich miejscach nie ma barów i alkoholu, więc po co się tam zatrzymywać? Mijaliśmy zatem urokliwe zatoki i przyjemnie wyglądające wioski, podążając ku turystycznym zagłębiom pokroju Gili Trawangan czy wyspy Kanawa.

Przed opuszczeniem łodzi hamowały nas dwie rzeczy. Po pierwsze, pieniądze. To jednak najtańszy sposób na dotarcie do krainy Oz, a nasze fundusze mocno się kurczą. Po drugie, mimo wszystko, czuliśmy się zobowiązani. Podjęliśmy się dopłynięcia do Australii i wiedzieliśmy, że jesteśmy potrzebni. Nie chcieliśmy zostawić „kapitana” na lodzie. Jacy byliśmy naiwni! Okazało się bowiem, że „kapitan” nie miał takich dylematów i w międzyczasie intensywnie szukał kobiety, z którą mógłby dzielić nie tyle rejs, ile sypialnię. Jedna dodatkowa osoba wystarczy, żeby rzucić kotwicę, a całą resztę robi autopilot (prawie cały czas płynęliśmy na silniku). Kilkakrotnie zresztą umawiał się z różnymi paniami, ale spotkania nie dochodziły do skutku. Wtedy też jego gnojenie stawało się nie do wytrzymania. Dlaczego? Ponieważ nie miał wystarczająco dużo cywilnej odwagi, żeby powiedzieć nam na czym sprawy stoją. Starał się zatem pokazać nam jacy jesteśmy beznadziejni i jak uprzykrzamy mu życie, licząc chyba, że sami opuścimy łódź. Szukał wymówki, czegoś decydujące, dzięki czemu mógłby się nas pozbyć. Te kawałki układanki złożyły nam się jednak w całość dopiero wczoraj kiedy to nastąpił moment kulminacyjny. Wcześniej po prostu staraliśmy się dawać z siebie wszystko.

jachtostop

Irene i Dominique 😀

Moment kulminacyjny nastąpił dwa dni temu. Cudem udało nam się spotkać z Irene i Dominique (tak, znowu!!!) i okazało się, że całkiem niedługo zaczynają roadtrip po Australii, dokładnie ten sam, o którym myśleliśmy i my. Delikatnie zaproponowali nam czy nie mielibyśmy ochotę się dołączyć i… zaczęliśmy całkiem poważnie myśleć nad opuszczeniem łodzi. Podróż z Irene i Dominique to fantastyczna perspektywa. Wspaniali kompani, świetni ludzie. Lepiej nie mogłoby być! Ale nadal czułam, że nie powinniśmy zostawić „kapitana”. W końcu zobowiązaliśmy się do pomocy. Jednak kiedy po raz kolejny zobaczyłam go pijanego w sztok o 15 i usłyszałam jakimi to jesteśmy debilami, miarka się przebrała. Wszystko ma swoje granice i tym razem to ja wybuchłam. Jaki był tego rezultat? Nieprzyjemna pyskówka i wywalenie z łodzi. Tak naprawdę poczuliśmy ulgę. Nie spodziewaliśmy się jednak, że po ponad dwóch wspólnie spędzonych tygodniach zostaniemy wyrzuceni z łodzi późnym popołudniem. „Kapitan” nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Nie interesowało go czy mamy gdzie spać i co ze sobą zrobimy. Jedyne czego żałuję to, że nie odeszliśmy sami i wcześniej.

Plany są po to, żeby je zmieniać

W tej chwili jesteśmy już na Bali. Ekspresowa zmiana planów i rychła ucieczka z wyjątkowego okropnego Labuanbajo na wyspie Flores zajęła nam w sumie jeden dzień. Pozbieraliśmy się już do kupy, choć nie było łatwo. Rozczarowanie, gorycz, smutek, wkurzenie, masa nerwów i dużo wydanych pieniędzy – taki mamy bilans naszego pierwszego jachtostopu. Nie znaczy to, że przekreślamy ten środek transportu. W przyszłości jednak będziemy ostrożniejsi przy wyborze kapitana.

jachtostop

Jesteśmy teraz w otoczeniu przyjaciół. Już jutro spotykamy się z Anią Błażejewską. Kto nie zna, niech koniecznie zajrzy na wazji.pl. Spędzamy czas z Irene i Dominique i pławimy się w cywilizacyjnych luksusach Bali (przede wszystkim klimatyzacja i normalna toaleta). A za kilka dni Australia. Już nie jachtem, ale samolotem, za to w doborowym towarzystwie. Wcześniej za to tydzień w Darwin z przyjaciółką, której nie widziałam dziewięć lat. Australio, przybywamy!

Jachtostopowa linkownia:

  • Kompendium wiedzy przygotowane przez Alicję i Andrzeja: klik tutaj
  • Przygotowanie ogłoszenia i łapanie stopa w Nowej Zelandii: klik tutaj
  • Jachtostopowicze czyli my. Świetna grupa na Facebooku
  • Noonsite. Baza wiedzy nt. marin, warunków atmosferycznych, infrastruktury, wymiana doświadczeń żeglarzy
  • Kapitan szuka załogi, załoga szuka łodzi. Najpopularniejszy serwis. Klik tutaj

Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!


The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »