Singapur – raj w piekle czy piekło w raju? O czym warto wiedzieć przed przyjazdem
Singapur może oszołomić. Niezależnie od tego czy zaczynasz tutaj swoją azjatycką przygodę czy to tylko przystanek przed kolejnym miejscem, Singapur robi wrażenie. Pierwsze kroki zapewne postawisz na lotnisku Changi, uważanym za jedno z najnowocześniejszych i najlepszych na świecie. Do centrum miasta dostaniesz się stąd klimatyzowanym autobusem, metrem lub taksówką. Po drodze nie zobaczysz śmieci na ulicy, nie poczujesz typowego w tropikalnych krajach smrodu, uderzy cię za to ilość zieleni, nadwyżka centrów handlowych, dobrze utrzymane osiedla i luksusowe samochody.
Oaza porządku i organizacji
Po chaosie innych azjatyckich metropolii, Singapur jawi się jako raj, oaza porządku i organizacji. Łatwo zachłysnąć się bogactwem widocznym na każdym kroku. Nowoczesność metra otumania i rozleniwia, a cudownie prosty i przejrzysty system transportu publicznego ułatwia poruszanie się po mieście. Dostępne na każdym kroku centra handlowe są idealne, żeby odpocząć od upałów i podejrzeć społeczeństwo, które, jak może wydawać się na pierwszy rzut oka, nie wie co robić z pieniędzmi (trochę jak w Australii…).
W Singapurze łatwo się zatracić – wbrew pozorom jest tu sporo do zobaczenia. Singapur łatwo też pokochać z punktu widzenia turysty. Darmowe mapki i przewodniki, ogromna ilość muzeów, parków, tras spacerowych, pysznego jedzenia, a wszystko niemalże sterylnie czyste. Nigdy nie widziałam tak higienicznej chińskiej dzielnicy, nie wspominając o Little India. Arabski Kampong Glam przypomina bardziej hipsterski labirynt, pełen modnych barów, małych sklepików i galerii. Spacerując po sercu Singapuru i spoglądając w stronę emblematycznego hotelu Marina Bay Sands trudno się nie uśmiechnąć – jest w końcu idealnie. Szeroka promenada wiedzie spod hotelu Fullerton w stronę nabrzeża. Z jednej strony strzeliste wieżowce, z drugiej Gardens by the Bay schowane za Marina Bay Sands. A pomiędzy – symbol miasta – wypluwający wodę lew, otoczony zawsze setkami turystów, którzy chcą strzelić selfie. Tylko no właśnie… czy nie jest zbyt idealnie?
Singapur – raj w piekle?
Nie zrozum mnie źle. Nie zniechęcam cię do Singapuru – wręcz przeciwnie. To świetne miasto na rozpoczęcie przygody z Azją, doskonałe, żeby poznać dychotomię między tym co widoczne od ręki i tym, co kryje się pod skorupką. Bo choć każdy wie, że w Singapurze grożą wysokie kary za żucie gumy czy śmiecenie (napisze o tym każdy blogger i opowie każdy przewodnik), mało kogo interesują prawdziwe dramaty – dysproporcje w standardzie życia (zwróć uwagę, kto sprząta talerze w food courtach), niebotycznie wysokie koszty wszystkiego (opieka medyczna), brak wolności słowa (warto poczytać o Amos Yee i Roy Ngerng), cenzurę, zakaz zgromadzeń (już dla grup większych niż 10 osób!) trudną sytuację gejów i lesbijek (relacje homoseksualne są niezgodne z prawem), a także imigrantów i pracowników fizycznych. Mało kto zastanawia się też na ile singapurski ustrój jest autorytarny (bo że jest, to chyba nie ma wątpliwości)… Innymi słowy – nie wszystko złoto co się świeci.
Za co da się lubić Singapur?
Wspomniałam, że Singapur jest świetny do pierwszego kontaktu z Azją. Doskonała organizacja i łatwość, z jaką można zwiedzić Singapur jest nie do przecenienia. Wszystko jest tutaj czystsze i prostsze niż na przykład w Bangkoku czy w Kuala Lumpur. W zasadzie do każdego zakątka dojedziemy metrem, a główne atrakcje zlokalizowane są blisko siebie i na upartego można je zobaczyć pieszo. Singapur to wreszcie ciekawe i trochę sterylne multi-kulti. Fajny pierwszy kontakt z kulturową mieszanką – malajskich muzułmanów, hindusów i Chińczyków. Warto zajrzeć do Little India i Chinatown, koniecznie trzeba zobaczyć kulinarną stronę Singapuru. Bo singapurskie multi-kulti przejawia się nie tylko w architekturze, ale i w kuchni. Najlepiej zrobić to w jednym z licznych hawker stalls, czyli zadaszonych skupiskach małych jadłodajni. Dania kosztują na ogół od 4 singapurskich dolarów w górę. Porcję są ogromne, warunki higieniczne, nie ma więc obawy o zatrucie żołądkowe. A doznania smakowe… Mniammmmmm 😀
Zatem warto Singapur zobaczyć. Warto też wyjść nieco poza model nieświadomego turysty i spojrzeć na ten kraj nieco krytycznie.
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o Singapurze, polecam te artykuły:
– o tym jak były premier próbował walczyć z krytyką – klik tutaj (po angielsku)
– Paulina Wilk w Polityce o Singapurze – klik tutaj
– świetny artykuł Marka Jacobsona w National Geographic (po angielsku tutaj i po polsku tutaj.
– dychotomia singapurska w oczach Marcina Wesołowskiego – czyli raj i chmury w raju – klik tutaj. Warto zwrócić uwagę na burzliwą dyskusję, która się wywiązała po opublikowaniu tekstów przez Marcina.
A na koniec kilka zdjęć:
Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie.
A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe.
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
This Post Has 0 Comments