Prawdziwe wakacje w Bara Beach
Jeśli śledzisz nasze losy, ten tytuł pewnie wydaje ci się groteskowy. Jak to? Podróżują od blisko dwóch lat i piszą o wakacjach? Ano tak się składa. Podróż i wakacje to jednak dwie różne sprawy i w naszym przypadku upragnione wakacje przypadły na małą mieścinę w południowej części indonezyjskiej Sulawesi. Mowa o Birze, a właściwie jednej z okolicznych plaż, czyli Bara Beach.
Wakacje wymagają determinacji
Jak to zwykle z nami bywa droga do Bara Beach była długa i zawiła. Po nocnym autobusie z Bangkoku, dojechaliśmy na tajskie (wcale nie rajskie) Phuket, skąd udało nam się kupić najtańszy możliwy bilet do Indonezji. Wylecieliśmy z samego rana i po kilku godzinach na wyjątkowo przyjaznym lotnisku w Singapurze, wsiedliśmy na pokład samolotu do Dżakarty.
Indonezja powitała nas deszczem i lepkim upałem, choć wylądowaliśmy po 19. Lot na Sulawesi mieliśmy o 4 rano, więc spędziliśmy gorącą noc czekając na możliwość nadania bagażu. Do Makassar dolecieliśmy wcześnie rano, wykończeni, brudni i wściekle głodni. Opisuję naszą tułaczkę nie po to, żeby pokazać jacy z nas podróżnicy przez wielkie P, bo 30 godzin w drodze o niczym nie świadczy. Po prostu dotarcie do miejsca, w którym będziemy mogli się wreszcie powakacjować wymaga czasami nie lada determinacji 😉
Wprowadzenie/kontekst
Sulawesi, do niedawna znana jako Celebes to bardzo duża wyspa. Jeśli spojrzysz na mapę wygląda trochę jak ośmiornica. Macki rozchodzą się w różnych kierunkach, my trafiliśmy na odnogę południowo-zachodnią. Największym miastem regionu jest Makassar, które samo w sobie nie jest szczególne, ale wystarczająco przyjemne, żeby spędzić dzień – góra dwa i poczuć indonezyjski klimat.
Sulawesi to mały mikrokosmos. Są tutaj góry, wąwozy, dżungla, obłędne plaże, jeziora, wulkany. Można nurkować, plażować, chodzić po górach i… spędzić wiele godzin przemieszczając się z punktu A do B. Fakt, że Sulawesi jest górzyste powoduje, że pokonanie 200 km zajmuje nawet osiem godzin. Nie pomaga kiepski stan dróg.
Mieszkańcy są w przeważającej części muzułmanami, choć liczba chrześcijan jest również pokaźna. Mnogość grup etnicznych i języków jest oszałamiająca. Na południu wyspy mieszkają Bugis, mówiący odrębnym językiem. Znani jako ludzie morza, zyskali sławę jako doskonali budowniczy dużych drewnianych łodzi. Zacieram łapki przed wizytą w Tana Toraja, rejonie znajdującym się w środkowym Sulawesi. To tutaj turyści przyjeżdżają, żeby na własne oczy zobaczyć fascynujące rytuały pogrzebowe. Z kolei zaraz pod „górną macką” znajdują się wyspy Togean, zamieszkałe przez morskich cyganów, czyli Baju, którzy lepiej czują się w wodzie niż na lądzie.
Bara Beach
Kilka lat temu mało kto słyszał o Birze i Bara Beach. Ot, niewielka osada rybacka zamieszkała przez Bugis budujących drewniane łodzie. Bliskość Makassar i stopniowe bogacenie się mieszkańców spowodowało, że w bardzo krótkim czasie cypel na południowym krańcu Sulawesi zaczął przeżywać turystyczny boom. Senna Bira stała się głośnym miasteczkiem, pełnym hoteli i kramów z jedzeniem. Pusta niegdyś plaża pełna jest teraz motorówek, skuterów i dmuchanych bananów. Tak wygląda przynajmniej od piątku do niedzieli, kiedy setki mieszkańców Makassar odpoczywają od miejskiego zgiełku. Wystarczy jednak przejść kilka kilometrów na północ i trafiamy na boską Bara Beach. Pustą, cichą i spokojną, nawet w weekendy.
Jadąc nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać. Bara Beach uchodzi za plażę ładną, choć na Sulawesi jest podobno wiele piękniejszych. Jak interpretować taką rekomendację? Najlepiej ostrożnie. Doskonale wiemy, że nie ma co oczekiwać za wiele. Jednak w tym przypadku zdecydowanie się nie rozczarowaliśmy. Bara Beach pokryta jest drobniutkim białym piaskiem. A morze? Bez koloryzowania i photoshopa, woda jest idealnie turkusowa i przejrzysta.
Hotele, które wyrosły wzdłuż plaży to niewielkie resorty składające się z kilku bungalowów. Obcokrajowcy, którzy nimi zarządzają, wzięli na swoje barki obowiązek sprzątania plaży. I to najbardziej wyróżnia Bara Beach – jest to czysta plaża, bez plastikowych toreb, resztek jedzenia i tego wszystkiego co zostawiają po sobie wczasowicze i przynosi przypływ. Jak wygląda plaża pozbawiona sprzątającej ekipy można zobaczyć na pobliskiej Malboro czy Bira Beach.
Czasami trzeba mieć szczęście
Mamy zatem zalążek wakacji: długą i zawiłą drogę do celu, piękną plażę i turkusowe morze. Brakuje hotelu i tutaj właśnie muszę przyznać, że trafiliśmy do miejsca idealnego. Dzięki gościnności i hojności właścicieli spędziliśmy cztery fantastyczne dni w Bara Beach Bungalows. I nie przesadzam jeśli powiem, że były to nasze najfajniejsze wakacje od dawna. Do naszej dyspozycji mieliśmy przestronny i urządzony ze smakiem bungalow ze wszystkimi udogodnieniami, w dodatku o krok od plaży.
Kiedy byliśmy powitalnego drinka na tarasie restauracji podszedł do nas jeden z klientów i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że Andrés z Barcelony, podobnie jak my dopiero co przyjechał do Biry i choć nocleg znalazł w innym hotelu, to zajrzał do naszego hotelu na kolację. Krótka gadka o niczym przerodziła się w kilkugodzinną, ciekawą rozmowę. Kolejne dni spędziliśmy razem, spacerując po plaży, kąpiąc się w morzu, grając w monopol (po niemiecku!) i rozmawiając. Czasami w ten sposób, zupełnie niespodziewanie, zawiązują się przyjaźnie na całe życie.
Bara Beach Bungalows
Wracając jednak do naszego hotelu, który bez cienia wstydu będę polecała wszystkim… Szybko zaprzyjaźniliśmy się z właścicielem i pracownikami. Luźna atmosfera, dbałość o szczegóły i dopieszczanie klientów to coś, czego dawno nie doświadczyliśmy.
Bara Beach Bungalows to nieduży hotel. Dziewięć domków stojących w dwóch rzędach znajduje się na terenie zadbanego ogrodu. Właścicielami są bracia, pół krwi Indonezyjczycy i Niemcy. Podczas naszego pobytu obecny był tylko Bobby, młodszy z dwóch braci, który w przemiły i nienarzucający się sposób trzymał rękę na pulsie. Dla każdego miał dobre słowo (i dla klientów i dla swoich pracowników).
Choć pewnie moglibyśmy zjeść taniej w samej wiosce, postanowiliśmy być w pełni na wakacjach. Przez cztery dni dogadzaliśmy sobie w hotelowej restauracji, zajadając smażony ryż, krewetki i kalmary. Ceny w Indonezji są przyjazne dla kieszeni nawet w dobrym hotelu. Jedzenie jest tanie i dobre. Talerz krewetek z ryżem i sałatką to wydatek rzędu 10 – 15 zł. Rzadko pozwalamy sobie na takie szaleństwo, ale tym razem stwierdziliśmy, że raz się żyje.
Snorkel przy Bara Beach
Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie posnorklowali. Tym razem razem z Andresem wynajęliśmy łódkę i przez kilka godzin uzbrojeni w maski i płetwy pływaliśmy nad obłędną rafą koralową. Widzieliśmy żółwie i piękną mantę, mnóstwo różnokolorowych korali i ryb. Snorklowaliśmy w dwóch miejscach. Najpierw przez ponad godzinę przy sąsiedniej wyspie (Liukan), a później na północ od Bara Beach. Tutaj możesz zobaczyć jak było:
Bobby, thank you so much for great stay at Bara Beach Bungalows! We loved every moment of it!
Andrés, sin ti, nuestras vacaciones no serían iguales! Gracias 😀
Informacje praktyczne
Dojazd
Z Makassar (terminal Mallengkeri) regularnie odjeżdżają autobusy i kijangi (7-osobowe samochody pełniąc funkcję minibusa). Cena oscyluje w granicy 70 000 rupii, ale dla turystów cena wyjściowa to 100 000. Po długich negocjacjach udało nam się zbić do 80 000 za miejsce w klimatyzowanym autobusie do samej Biry.
Uwaga! Wiele kijangów jedzie tylko do Bulukumpy, z której trzeba wziąć bemo za 20 000 do Biry.
Nocleg
Bara Beach Bungalows
Opcja na pewno nie najtańsza, ale fantastyczna! Jeśli masz nadwyżkę gotówki, nie wahaj się nawet chwili. Dwuosobowy bungalow z obfitym śniadaniem kosztuje 900 000 IDR. Czasami można znaleźć promocje.
Wzdłuż Bara Beach znajdują się inne hotele o podobnym standardzie, a w samej Birze jest kilka tańszych opcji noclegowych. Trzeba tylko pamiętać, że Bira pęka w szwach w weekendy. Ciężko wtedy o wolne pokoje.
Snorkel
Wynajęcie łodzi to koszt 350 000 rupii, nam do łatwiejszego podziału na trzy osoby udało się zbić cenę do 300 000. Hotel pomaga w wynajęciu łodzi. Cena jest taka sama w Birze i w Bara Beach. Do tego 50 000 rupii za zestaw rurka + maska + płetwy. Płetwy są konieczne, przy wyspie Liukan prąd jest bardzo silny.
Bądźmy w kontakcie!
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
O rety, to wideo robi niesamowite wrażenie! 😮
Talerz krewetek i kalmarów za 10zł? Biorę to! 😀
A tak poważniej, aż cieplutko robi się od Waszych zdjęć i opowieści, tylko ja jak zwykle mam niedosyt fotograficznej relacji 😉
Pozdrawiam :*
Arletta, bosko było na Bara Beach! I te krewety rzeczywiście były palce lizać. Co się zaś tyczy zdjęć, byłoby ich więcej, gdyby pozwalały na to łącza. Właśnie opublikowaliśmy post Victora o Tana Toraja i załadowanie 12 zdjęć zajęło mi blisko 40 minut 🙁 Niełatwo tutaj o szybki Internet. Ale nie narzekamy ;D Indonezja jest super! Ścisków moc z boskiej łajby Straycat!