Ludzie, widoki, wrażenia – co jest ważne w podróżowaniu?
Od czego zależy twoja percepcja danego miejsca? Co wpływa na to czy gdzieś ci się podoba i chcesz wrócić? Co sprawia, że wakacje są super a co, że są do bani? Co jest dla ciebie najważniejsze w podróżowaniu? Atrakcje turystyczne? Jedzenie? Ładny hotel? Inni, nowo poznani turyści? Ostatnio sporo się nad tym zastanawiam, szczególnie w świetle naszego pobytu na Filipinach, które co to dużo mówić, nie są miejscem, do którego chciałabym wrócić. I naszła mnie refleksja…
Miesiąc temu minęły nam trzy lata w drodze. W zasadzie to trzy lata odkąd w mglisty poranek wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy przed siebie. Pomieszkiwaliśmy w różnych miejscach.
Celowo piszę pomieszkiwaliśmy – czasami wystarczyły dwa tygodnie, żeby poczuć się gdzieś prawie jak w domu – na przykład w Stambule, Izmirze, Bangkoku, Szanghaju, Ułan Bator czy Manali. Te dwa tygodnie były w sam raz, żeby choć trochę liznąć atmosferę danego miasta, znaleźć swoje ulubione miejsca dzięki którym czujesz się jak u siebie: piekarnię, gdzie codziennie rano kupisz pieczywo, lokalną jadłodajnię, w której już drugiego dnia właściciel wie co lubisz. Poznawaliśmy lokalne potrawy, zaułki, a przede wszystkim ludzi. Naprawdę dużo było takich miejsc, w których dość szybko oswajaliśmy otaczającą nas przestrzeń. Czasami kilka dni nie wystarczało. Czuliśmy, że potrzebujemy więcej czasu albo po prostu było nam tak dobrze, że chcieliśmy zostać dłużej. Kolejny dzień, kolejny tydzień. Tak było w Leh. Tak było też na Bali, a nawet w Perth, gdzie ciężko pracowaliśmy i oszczędzaliśmy każdy zarobiony grosz. Wspaniale było nam w Iranie, mamy też cudowne wspomnienia z południowych Indii. We wszystkich tych miejscach zaistniała korzystna konfiguracja trzech czynników: ludzi, piękna i zakwaterowania. I teraz wiem, że to jest dla mnie najważniejsze w podróżowaniu. Ameryki niby nie odkryłam, a jednak zaskoczył mnie wynik moich przemyśleń.
Co jest ważne w podróżowaniu – ludzie!!
Bez dwóch zdań to czynnik ludzki jest najważniejszy – nawet tam, gdzie na pierwszy rzut oka nie było nic do zobaczenia, a warunki, w których przyszło nam spać były kiepskie, ciekawi ludzie sprawiali, że cała reszta przestawała mieć jakiekolwiek znaczenie. Wiem, że brzmi to bardzo sztampowo, ale taka jest szczera prawda. To ludzie kreują nasze spojrzenie na dane miejsce. Ich uśmiechy, nieśmiałe próby komunikacji, zainteresowanie – oczywiście obustronne. W przełamaniu barier pomagał nam zarówno Couchsurfing jak i autostop, ale nawet w wielkich miastach takich jak Bangkok (a fanami wielkich miast nie jesteśmy), czuliśmy się dobrze. Być może dlatego, że raczej nie zatrzymujemy się w turystycznych gettach?
W Iranie w ogóle nie zwracaliśmy uwagi na zakwaterowanie. Ludzie byli wspaniali, a widoki oszałamiające – czuliśmy się wszędzie jak w domu
Kiedy mieszkaliśmy w Polsce i wyjeżdżaliśmy na wakacje, ludzie nie byli tak ważnym elementem podróży. Wyjazd na dwa czy trzy tygodnie wymuszał zupełnie inny styl podróżowania – szybki i dynamiczny. Czasu było mało, a do zobaczenia wiele. Wtedy koncentrowaliśmy się na tym CO zobaczyć. Przyroda i architektura były ważniejsze od tego, gdzie śpimy i z kim rozmawiamy.
Długa podróż = namiastka domu
Teraz kiedy nie mamy mieszkania, do którego wracamy za trzy tygodnie (teoretycznie mamy, ale mieszka w nim lokator), dużo większą wagę przywiązujemy do zakwaterowania. Szukamy miejsc, w których będzie czysto i wygodnie. Bynajmniej nie są to luksusy, ale dobrze poczuć się swobodnie i bezpiecznie. Teraz na przykład piszę te słowa siedząc na szerokim i dość twardym łóżku guesthousu w filipińskiej Sagadzie. Pokój, który wynajmujemy jest niewielki. Poza łóżkiem znajduje się tutaj stół i dwa plastikowe krzesła, a także dziwnych kształtów komoda – z jednej strony zamykana, z drugiej pusta, jakby cieśla nagle postanowił, że nie ma ochoty jej skończyć. Mamy też maleńką łazienkę (i prysznic z ciepłą wodą – to już prawdziwy luksus) i spory balkon, gdzie możemy suszyć uprane w ręku ubrania. Nasz pokój jest jasny i przyjazny, o krok mamy piekarnię i sklepik, w którym robimy zakupy płacąc to samo co Filipińczycy. Idąc jakieś sto metrów w dół znajduje się fajna restauracja – ceny są ok, a dania smaczne i ogromne. Oswoiliśmy przestrzeń i mamy gdzie się schować kiedy zmęczymy się uśmiechaniem do ludzi, którzy prawie nigdy nie odwzajemniają naszych uśmiechów. Czy to miejsce zapadnie mi w pamięć? Chyba nie… Bo choć miło jest odetchnąć świeżym, górskim powietrzem i odpocząć od upałów, to jednak czegoś brak. Być może gdyby poza miłym hotelikiem na scenę wkroczył czynnik ludzki… wtedy Sagada miałaby duszę, coś, co zapada w pamięć i tworzy wspomnienia.
Piękno
Jeśli zaś chodzi o piękno, to jest to czynnik nad wyraz subiektywny. Bo to, co jest piękne dla mnie, dla ciebie może być nudne, a nawet brzydkie. Przez te trzy lata nauczyłam się dostrzegać piękno w drobnostkach – w uśmiechach, witrynach sklepów, drewnianych drzwiach, motylu, który wziął się znikąd i muczących krowach, które budzą mnie w środku nocy. Łatwiej mi dostrzec piękno w miejscach, które na pozór piękne nie są. Wtedy cała zabawa staje się wyzwaniem. Jednak choć staram się z całych sił, nie jestem w stanie znaleźć za wiele piękna na Filipinach. Obraz psuje mi pochmurna twarz co drugiej osoby, którą mijam na ulicy…
Czasami wcale nie musi być zresztą pięknie, wystarczy, że jest inaczej – autentycznie. Bo co pięknego znaleźliśmy w przygranicznym Erenhot? Handlowe miasteczko przy granicy chińsko-mongolskiej, a jednak zostaliśmy tam kilka dni, spacerując i obserwując normalne życie – lepienie pierogów baozie i targujących się Chińczyków. Wszystko płynęło tam swoim rytmem, ludzie byli życzliwi i zaciekawieni nami w takim samym stopniu jak my nimi.
Oczywiście jest też piękno obiektywne – jak w indyjskim Ladakh, gdzie potęga i majestat gór prawie wyciskają z ciebie łzy. A jeśli tak połączyć to piękno z cudownymi ludźmi i hotelikiem, w którym czujesz się jak w domu? Powstaje mieszanka doskonała – miejsce, do którego zawsze tęsknię i do którego wrócę. Na pewno.
Obiektywne piękno w Ladakh
A dla ciebie co jest ważne w podróżowaniu? Co sprawia, że miejsce zapada ci w pamięć? Skąd masz najlepsze wspomnienia?
P.S.
Zdjęcie na samej górze tekstu zostało zrobione w Leh (Ladakh, Indie), kiedy pomagałam cudownej właścicielce guesthousu lepić małe kluseczki, które potem znalazły się w pysznej zupie. Do dzisiaj jesteśmy w kontakcie z nią i jej mężem, choć my nie mówimy w ladakhi, a oni nie mówią po angielsku. Ot, taki mały cud nad Wisła, tfu, w Indiach ;D
P.S. 2
W planach było więcej zdjęć, ale niestety choć wyciskam z filipińskiego Internetu siódme poty, zdjęcia to coś, czego nie mogę przeskoczyć. Załączenie tych kilku zajęło mi ponad godzinę… Intencja była dobra, ale jej realizacja – niemożliwa 🙁
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
This Post Has 0 Comments