Cameron Highlands. W poszukiwaniu herbaty
Autobus wspinał się sapiąc i rzężąc. Silnik dymił, a z kół wydobywała się para. Jeden zakręt za drugim, a mnie bolały już oczy od wypatrywania słynnych herbacianych wzgórz Cameron Highlands. Jednak zamiast malowniczych zielonych wybrzuszeń, mijaliśmy szkaradne budynki i ohydne szklarnie. Zewsząd krzyczały do mnie wielkie bilbordy: „Zbierz i zjedz truskawki!”. Jak na razie pierwszy raz w życiu dotarłam do miejsca, w którym płaci się za możliwość zbierania truskawek.
Kiedy dojechaliśmy do słynnego Cameron Highlands, a konkretnie do Tanah Rata, małego miasteczka leżącego w sercu regionu, niebo było ołowiane, a temperatura w porównaniu z nizinami spadła o jakieś 15 stopni. Przyjemna rześkość po kilku(nastu) tygodniach upałów. Poza tym faktem nie podobało mi się nic. Klaksony samochodów, autobusów i motocykli ogłuszały, a sępy proponujące samochód z kierowcą, nocleg w tanim guesthousie i możliwość zbierania truskawek osaczały nas jak zwierzynę łowną. Pierwsze wrażenie bywa prawdziwe, ale całe szczęście nie w tym przypadku. Nie daliśmy się zmanipulować hałasowi, ohydzie i sępom. Raźnie zarzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy w kierunku hotelu.
Cameron Highlands dla wszystkich
Cameron Highlands to górski region znajdujący się rzut beretem od Ipoh. Relatywnie wysokie położenie nad poziomem morza (ponad 1000 m) gwarantuje przyjemne temperatury i optymalne warunki do uprawy herbaty. Jeśli jednak myślisz o malowniczych, niczym niezakłóconych widokach na herbaciane wzgórza, pamiętaj, że to region bardzo turystyczny. Wielkie hotelowe kompleksy wyrastają jak grzyby po deszczu skutecznie psując estetykę, a w weekendy setki samochodów blokują drogi dojazdowe.
Co jest największą atrakcją Cameron Highlands? Dla Malezyjczyków będzie to rześkie powietrze, egzotyczne owoce (truskawki!!!) i widoki na herbaciane wzgórza. Dla nas – dziesiątki szlaków wytyczonych wśród wzgórz i gór otaczających Tanah Rata i Brinchang (drugie, jeszcze brzydsze miasteczko), zapierające dech w piersi widoki na herbaciane wzgórza i odpoczynek od upałów.
Cel – herbata
Moim niekwestionowanym celem w Cameron Highlands była herbata. Rok temu nie udało mi się zobaczyć herbacianych wzgórz w keralskim Munnarze, bo lało jak z cebra nieprzerwanie przez trzy dni i teraz nie zamierzałam się ruszyć z Tanah Rata nie zobaczywszy na własne oczy rosnącej herbaty. Pierwsze rozczarowanie przeżyłam już jadąc autobusem. Spodziewałam się, że będzie jak w Munnarze. Herbata będzie rosła wszędzie i będzie dominującym elementem krajobrazu. Błąd numer jeden – nie porównuj i nie spodziewaj się od razu za wiele.
Po dość rozczarowującym początku, spięliśmy się w sobie i uzbrojeni w niezastąpioną aplikację maps.me wyruszyliśmy na poszukiwania herbacianych wzgórz. Jak wspomniałam, okolice Tanah Rata i Brinchang są pełne wytyczonych szlaków. Mapki dostępne w hotelach są mocno orientacyjne. Lepsze można kupić na mieście, ale najlepiej po prostu ściągnąć mapę Malezji w maps.me, a opis poszczególnych szlaków wygooglować (np. wikitravel). Na pierwszy ogień poszedł szlak numer 10. Po jakiś 90 minutach równego marszu pod górę weszliśmy na Gunung Jasar.
Warto rozglądać się po drodze. Cameron Highlands to gęsta i piękna dżungla, pełna niesamowitych roślin. Żaden ze mnie botanik, ale takie mięsożerne cuda robią wrażenie nawet na ignorantach.
Okolica tonęła w chmurach, a po chwili zaczęło kropić. Niezrażeni, skonsultowaliśmy się z mapą i stwierdziliśmy, że nudno tak wracać tą samą drogą, poza tym… gdzie ta herbata? Maszerujemy półtorej godziny i nic, nawet jednego krzaczka nie zobaczyłam. Tylko dżungla i dżungla… Szlak numer 6 wydał się rozsądnym rozwiązaniem, bo rzekomo miał nas doprowadzić do dużej plantacji herbacianego giganta, firmy Bharat.
Zaczęło się kiepsko, bo od wąskiej, błotnistej ścieżki wydeptanej wzdłuż bujnej roślinności. Ślizgając się, upadając i podtrzymując się o wijące i ostre badyle podążaliśmy w dół, mając do dyspozycji jeden kijek trekkingowy na dwoje. Korzystał z niego Victor, żeby nie nadwyrężyć szwankującego kolana. Przy szczególnie stromym i śliskim odcinku, wbity kijek nie dał się wyciągnąć z głębokiego błota. Po trzeciej próbie wyszedł, ale zgięty w pół. Zaczęło lać jak z cebra, więc ubraliśmy się w peleryny i próbowaliśmy wyprostować kijek, który pękł jak wiotka gałązka.
Walcząc o każdy kolejny krok, umazani w błocie po czubek nosa, śmiejąc się w głos z naszej pożałowania godnej sytuacji podążaliśmy dalej przed siebie w poszukiwaniu zakichanej herbaty. Całe szczęśnie nie opuszczały nas humory. Zjeżdżaliśmy na pośladkach chroniąc aparat i tonąc w chmurach. A potem nagle pojawiła się wybetonowana ścieżka. Śliska jak sto diabłów. Nie wiem co gorsze – śliskie błoto czy śliski beton. Chyba jednak stawiam na błoto. Upadek na pupę boli znacznie mniej. Kiedy już zupełnie straciłam nadzieję na moje herbaciane wzgórza, nagle przestało padać, a przed nami pojawił się taki oto widok:
Momentalnie zapomniałam o błocie, bolącej pupie i złamanym kijku. Ot, przygoda, która zakończyła się sukcesem. Przez kolejne półtorej godziny niespiesznie podążaliśmy przez kwintesencję soczystej zieleni. Usatysfakcjonowana, chłonęłam każdy centymetr otaczającej mnie przestrzeni. Taki widok nie może się znudzić. Różne odcienie zieleni, różne wielkości liści – te młodziutkie na dopiero co przyciętych krzakach i te ciemne, duże i dostojne.
Herbaciane wzgórze zrobiły na nas takie wrażenie, że po kilku dniach wróciliśmy, tym razem w towarzystwie naszych przyjaciół ze Szwajcarii, Irene i Dominique’a. Wróciliśmy na plantację Bharat. Wynajęliśmy motocykle i objechaliśmy okolicę, żeby nasycić się soczystą zielenią. Poza Bharat odwiedziliśmy też inną plantację, należącą do firmy BOH. Jeśli miałabym wybierać, zdecydowanie polecam Bharat, ale to oczywiście subiektywne wrażenie.
A kiedy nasycisz się herbacianą zielenią, możesz poznać inne szlaki wokół Tanah Rata. Bardzo podobał nam się szlak biegnący od wodospadu Perit, łączący się ze szlakiem 3 i 4. Co ciekawe, szlaki są puste. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale turyści chyba preferują samochody z kierowcą nad własne nogi. Tym lepiej dla nas…
Bądźmy w kontakcie!
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
Hej, bardzo ciekawy post i piękne zdjęcia. W związku z waszą wizytą w Cameron Highlands mam pytanie czy da się dojechać z Kuala Lumpur, zwiedzić i wrócić tego samego dnia? Czy są jakieś popołudniowe wycieczki organizowane z Tanah Rata?
Cześć Maciek! Myślę, że jest to do zrobienia, ale będzie to bardzo długi dzień. Autobusem jedzie się 3 – 4 godziny (podobnie samochodem, przerabiałam tą trasę kilka miesięcy temu) – problem polega na tym, że jeśli się nie mylę najwcześniejszy autobus wyjeżdża z KL ok. 8:30, a ostatni z Tanah Rata ok. 17:00. Musiałbyś się mocno sprężyć i wynająć taksówkę na miejscu, albo skontaktować się z Eco Cameron – to najlepsza firma w Tanah Rata. Zerknij jeszcze tutaj: http://www.kasiavictor.com/pl/malezja-las-mglisty/ Może Cię przekonam, żeby zostać chociaż na jedną noc… 😀 Pozdrowienia z Gruzji!