Pierwsze koty za płoty – wpis numer jeden w moim dzienniku!
Strona internetowa stanęła. Rowery zmontowane. No way back… Z każdym dniem, który przybliża nas do wyjazdu czuję to coraz bardziej. Teraz przyszła pora rozpocząć nowy rozdział – zacząć notować to wszystko, co dzieje się wokół nas. Z perspektywy tak długiego oczekiwania, oszczędzania i myślenia o podroży, dwa miesiące z małym hakiem, które zostały nam do wyjazdu wydają się niczym.
Nasze przygotowania idą kilkutorowo. Przede wszystkim organizujemy nasz dobytek, szukamy agencji, która zajmie się wynajmem naszego mieszkania, pakujemy, sprzedajemy i rozdajemy kilogramy nagromadzonych przez lata rzeczy, malujemy mieszkanie i przewozimy nasz dobytek do moich kochanych rodziców, którzy zgodzili się go przechować. Z drugiej strony dopinamy ostatnie sprawy techniczne – szczepienia, wizyty w bankach, ZUS, US i innych miłych instytucjach. Zostało jeszcze tysiąc małych spraw, tych najbardziej upierdliwych, które choć łatwo przeoczyć, ostatecznie okazują się całkiem ważne i trzeba je zrobić.
Jednak tak naprawdę wszystko to wydaje się mało ważne, bo
JUŻ NIEDŁUGO RUSZAMY!!!
I choć wielu pewnie będzie myślało, że nam odbiło, że zamiast siedzieć na pupie w naszym miłym mieszkanku, trzymać się naszych ciepłych posadek i płodzić dzieci, rzuca nas nie wiadomo gdzie. Inni, którzy znają nas lepiej, w głębi duszy pomyślą, że się tego spodziewali… Że wcale nie są zaskoczeni naszą decyzją i że jest to kolejny, naturalny krok w naszym podróżniczym żywocie.
A po co tak naprawdę powstała nasza strona? Chyba każde z nas ma swoją motywację, więc ja napiszę o swojej. Jeszcze do niedawna byłam pracownikiem korporacji i wejście na strony tych, którzy dzielą się z nami swoimi przygodami, było moją adrenaliną. Dawało mi kopa, żeby wstawać codziennie rano, wsiadać na rower i jechać do biura. Z jednej strony zżerała mnie zazdrość, kiedy czytałam co akurat robią Alicja i Andrzej, Paczki w podróży czy Magda i Tomek. Z drugiej, nie mogłam wyjść z podziwu i powoli zaczęła kiełkować myśl „a może by tak rzucić wszystko i ruszyć przed siebie?” Dlatego teraz kiedy ruszamy, chciałabym podzielić się z Wami swoimi przygodami i wrażeniami. Tym samym oficjalnie inauguruję swój dziennik, zwany też blogiem 😉
Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie.
A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe.
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
To teraz już postanowione co będzie od listopada moją lekturą do porannej kawy w biurze 😉
Jejjjj!!!! Dzięki za pierwszy komentarz 🙂 Agata, ale chyba nie od listopada, albo przynajmniej nie w biurze, tylko na wietnamskim hamaku!!! 😀