skip to Main Content
jezioro Tamblingan

W poszukiwaniu chłodu na Bali. Munduk i jezioro Tamblingan

Mieliśmy spędzić w Ubud i okolicach tydzień, ale nie wytrzymaliśmy tyle. Nie, żeby było nam źle. Wręcz przeciwnie.

Znaleźliśmy maleńki rodzinny hotelik na południe od Ubud. Było cicho, swojsko i anielsko. Cztery pokoje, mały basen, pianie kogutów i widoki na pola ryżowe spod prysznica. Czego chcieć więcej?

 

Ba, było nam tak dobrze, że w zasadzie nie zapuszczaliśmy się do Ubud. Jadaliśmy w lokalnych warungach albo u pana, który od czasu do czas podjeżdżał rowerem pod nasz hotelik i sprzedawał tofu z ryżem i sosem fistaszkowym za 5000 rupii. Spacerowaliśmy po okolicznych polach ryżowych w towarzystwie suczki sąsiadów, która pewnego dnia wróciła dumna jak paw z… kaczką w paszczy (świeżo upolowaną).

A kiedy znudziły nam się pola i hotelowy basen, wskakiwaliśmy na skuter i jechaliśmy w poszukiwaniu świątyń. Nie, żeby trzeba się było mocno naszukać. W Bali co chwilę wpadasz na świątynię. My jednak chcieliśmy ambitnie – po pierwsze zobaczyć te najsłynniejsze, ale bez dzikich tłumów i po drugie, znaleźć takie, do których nie ustawiają się kolejki turystów. O tym będzie w kolejnym poście. Dzisiaj będzie o upale, a raczej o zmęczeniu upałem i ucieczce w góry.

Myślisz Bali, widzisz plaże

Tak jest na początku, przez pierwszych kilka dni. Później myślisz Bali i widzisz pola ryżowe i wulkany. A jak są wulkany, to musi być wyżej i chłodniej. Zatem w góry!

Na początku nawet nie czujemy, że jedziemy pod górę. Całą pracę wykonuje silnik naszego małego skutera. Droga jest szeroka i równa, a ruch, jak na warunki balijskie, nie za wielki. Mijamy ciąg miejskich zabudowań – zamkniętych garaży, świątyń, małych sklepików i warungów. W cieniu odpoczywają bezpańskie psy. Po kilkunastu kilometrach dość monotonnej jazdy droga zaczyna się gwałtownie wznosić. Jeden zakręt za drugim, prawie pionowa serpentyna i czuję, że powietrze, które do  tej pory oblepiało moją twarz niczym gęsta maź, nagle stało się rześkie i przyjemne. Mijamy bardzo instagramową świątynię położoną nad jeziorem Beratan i nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znika ponad połowa samochodów. Wszyscy odbili do świątyni, żeby zrobić obowiązkowe selfie, a my jedziemy dalej. Skręcamy dopiero przy drogowskazie na Munduk, malownicze miasteczko położone wysoko w zielonych górach i w pobliżu dwóch jezior. Jedno, większe (Buyan) nie zrobiło na nas wrażenia, ale ostrzyliśmy pazurki na mniejsze – jezioro Tamblingan.

W drodze po chłód

Kiedy naszym oczom ukazuje się pierwsze jezioro, zamiast podziwiać widoki, przyglądamy się małpom, które doskonale wykorzystały punkt widokowy i we współpracy z lokalną przedsiębiorczą dziewczyną, robią niezły biznes na turystach (krajowych i zagranicznych). Samochód się zatrzymuje, wyskakują zachwyceni turyści. Małpy są słodkie, a widoki za nimi piękne. Po chwili pojawia się dziewczyna z przygotowaną miską przysmaków dla wygłodniałych zwierząt. Za parę groszy turyści karmią małpy, a przy okazji robią sobie słit-focie na instagrama i fejsbuka. Dziewczę zarobi parę groszy, małpy zapełnią brzuchy, a turyści pochwalą się dobrym uczynkiem. Wilk syty i owca cała.

Wskakujemy na skuter i jedziemy dalej. Wiemy, że za parę kilometrów czekają na nas punkty widokowe, skąd podziwiać można obydwa jeziora. Ty jesteś na górze, one na dole. Rzeczywiście widoki są piękne. Dramatycznie zachmurzone niebo (czyżby zbierało się na burzę???), soczysta zieleń i dwa jeziora. Cykam kilka zdjęć i rozglądam się dookoła. Trzeba przyznać, że Balijczycy potrafią wykorzystać potencjał. Wzdłuż stromych klifów opadających bezpośrednio do jeziora Buyan rozstawiły się wszelkiego rodzaju konstrukcje – przemyślne warungi z indywidualnymi zadaszonymi stołami z prywatnym widokiem, a także zawieszone na drzewach duże kosze, huśtawki i ławy, na których można sobie zrobić (za odpowiednią opłatą) fantazyjne zdjęcie z widokiem na jeziora.

Jezioro Buyan wygląda na to „ucywilizowane” i zdominowane przez człowieka. Dookoła widać domy, a nawet wyasfaltowaną szosę biegnącą nad sam brzeg. Tamblingan z kolei wydaje się dzikie. Zarośnięte chaszczami, mroczne i malownicze. Jutro z samego rana sprawdzimy czy tak jest naprawdę.

jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan

W Munduk

Z niepokojem spoglądamy na niebo i zawijamy się w trymiga w drogę. Chmury nie wróżą nic dobrego i rzeczywiście już po chwili mokniemy. Pada równy kapuśniak. Robi się też chłodniej, a że w końcu po to przyjechaliśmy, nie narzekamy. Wspinamy się po stromych serpentynach, a potem zjeżdżamy prawie pionowo do Munduk, testując hamulce. Miasteczko, które podobno swoim malowniczym położeniem urzekło nie jednego. Wjeżdżamy kiedy powoli przestaje padać i wszystko tonie w chmurach. Będziemy musieli poszukać widoków. Po obiedzie ruszamy znowu. Jesteśmy głodni widoków. Niebo się przetarło, tu i ówdzie nieśmiało wygląda słońce. Temperatura jest bardzo przyjemna. Spacerujemy wśród pól ryżowych i jeździmy skuterem po dróżkach tak wąskich i stromych, że muszę się mocno trzymać, żeby nie spaść. Jest pięknie. Jak okiem sięgnąć delikatnie falujące pola ryżowe, w oddali zacienione wzgórza i zieleń. Znaleźliśmy balijskie góry i chłód.

Jezioro Tamblingan

Wstajemy przed wschodem słońca i dygocząc z zimna pokonujemy kolejne serpentyny w kierunku jeziora Tamblingan. Nie spodziewałam się, że zmarznę na Bali, ale jedyne co mogłam na siebie założyć to dwie koszulki – wszystkie ciepłe ubrania zostały w domu Ani w Pererenan. Trudno się dziwić, że nie mogę pohamować szczękających zębów. Dojeżdżamy nad jezioro kiedy pojawiają się pierwsze promienie słońca. Momentalnie robi się ciepło i… mniej tajemniczo. Nad jeziorem nie unosi się mgła, na którą bardzo liczyliśmy, ale i tak jest bardzo ładnie. Wygląda na to, że perspektywa urokliwego wschodu słońca przyciągnęła nie tylko nas. Para nowożeńców pozuje do zdjęć na środku jeziora, a dookoła nas ustawiają się wycieczki fotografów amatorów. Całe szczęście, nie ma nas tylu, żeby popsuć urok miejsca. Wszystko wskazuje na to, że o świcie jezioro Tamblingan to nadal miejsce ciche i spokojne.

jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
jezioro Tamblingan
 Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »