Mongolskie strachy na lachy
Powoli zbliżamy się do Mongolii, a ja się bardzo boję naszego zderzenia ze stepowym kolosem. Boję się rozczarowania, dlatego staram się niczego nie oczekiwać. Nie chcę liczyć na niesamowite krajobrazy, legendarną gościnność, przygodę życia, etc. Nie chcę przeżyć drugiego Nepalu, dlatego staram się myśleć w kategoriach – „będzie dobrze, bo niczego nie oczekuję”.
Oszukuję samą siebie… Oczekuję i liczę na wiele. Mam nadzieję, że będzie super, bo do Mongolii przyjeżdża moja przyjaciółka Agata. Agata jest pierwszą osobą, która odwiedza nas na szlaku. I strasznie się cieszę! Ale jednocześnie czuję strach i niepewność. O ile doskonale wiem, że Agata kocha podróżować, to nigdy nie byłyśmy w drodze razem.
Przyjaźń i wspólna podróż to czasami zupełnie dwie różne sprawy. Można kogoś uwielbiać jako przyjaciela, ale towarzysz podróży z niego żaden. I na odwrót. Bo podróżowanie jest niełatwe – w drodze budzą się pierwotne instynkty. Do głosu dochodzi głód, pragnienie, zmęczenie, irytacja. Najmniejsze problemy urastają do rangi światowego kryzysu paliwowego. Trzeba bardzo uważać, żeby przyjaźni szlag nie trafił.
„W co ja się wpakowałam?” – myślę co chwilę. A jeśli nasza przyjaźń nie przetrwa próby drogi?
Kiedy Agata przylatuje do Ułan Bator, początkową euforię zastępują wątpliwości. Jak to będzie? Damy radę? Zgramy się w drodze?
Początki dobrze wróżą – organizujemy naszą wyprawę sprawnie. Szybko i systematycznie gromadzimy jedzenie i inne potrzebne szpargały. Ogarnięcie zakupów na 11 śniadań, obiadów i kolacji zajmuje nam niecałe dwa dni, a cały proces obejmuje:
- analizę rynku – przeprowadzamy ją przed przyjazdem Agaty i na bieżąco zdajemy jej relację, żeby ewentualne braki w mongolskich supermarketach uzupełniła w Polsce;
- przygotowanie listy produktów i dań – zamiast arkusza excel używamy kartki papieru i długopisu – oldschoolowe z nas bestie;
- analizę porównawcza – w ciągu dnia robimy cenowy research, porównując ceny wybranych artykułów w trzech supermarketach;
- zakup produktów – rozłożony na trzy wspomniane supermarkety, wybierając najtańsze produkty w danym sklepie, mając na uwadze koszty transportu spowodowane znaczną objętością i wagą niektórych produktów.
Po tej próbie ognia, która powoduje salwy śmiechu i udowadnia nam, że mamy jednak korporacyjno-biurowo-analityczne korzenie, przestaję się bać. Mam nieodparte wrażenie, że nasza przyjaźń przetrwa największą próbę ognia – 12 dniową wycieczkę po pustyni Gobi. 12 dni w jednym samochodzie, spanie w namiocie (wreszcie!!!), gotowanie i zimno. Ale nie tylko… Bo również najbardziej spektakularne niebo na świecie, taką ilość przestrzeni, że aż zapiera dech w piersi, nieskończone ilości kóz, owiec, krów, koni i jaków, a także towarzystwo dwóch słodko nierozgarniętych Wietnamczyków. Będzie dobrze!! 😀
Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie.
A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe.
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
Rozumiem, że mam nie spoilerować czy nasz przyjaźń przetrwała tę próbę?:D:D
Ściskam z Gorców!
Oj no niech będzie! Spoileruj! Albo ja zdradzę – of kors, że przyjaźń przetrwała 😀 😀 😀 😀