skip to Main Content
Kanazawa

Kanazawa, drugie Kioto. Z wizytą u samurajów i gejsz

Kanazawa, czyli drugie Kioto. Jednak kiedy wysiadamy z autobusu w dzielnicy Korinbo zamiast historii, tradycji i zabytków,  widzimy nowoczesne miasto, pełne luksusowych butików i centrów handlowych. Idąc do naszego hostalu przechodzimy przez hipsterską ulicę zamkniętą dla ruchu kołowego. Na początku nie wiemy co się dzieje, bo zewsząd dociera do nas chill-outowa muzyka. Najpierw myślimy, że to z salonu fryzjerskiego, który przypomina statek kosmiczny albo sterylne laboratorium. Potem, że z dizajnerskiego sklepu z ubraniami vintage Made in USA albo sąsiadującej z nim kawiarni, gdzie ceny mogą przyprawić o zawał niejedną osobę. Ale kiedy idziemy dalej i słyszymy te same dźwięki, orientujemy się, że gdzieś wysoko na budynkach umieszczone są głośniki. Taki lans! 

Wygląda na to, że jesteśmy w bardzo przyjemnym, niewielkim jak na japońskie standardy miasteczku (około pół miliona mieszkańców), choć odnosimy wrażenie, że jest to raczej modna metropolia. Nie widać tylko tego, co czyni Kanazawę „drugim Kioto”. Odkrywanie tej części miasta zostawiamy sobie na dwa kolejne dni i wiemy, że będzie co robić. Kanazawa znana jest w końcu w całej Japonii jako najważniejszy ośrodek tego, co tradycyjnie japońskie. Nie bez kozery właśnie tutaj zachowały się herbaciarnie, w których żyją prawdziwe gejsze. Można przejść się również po ich dzielnicy, a także zajrzeć do dystryktu zamieszkanego onegdaj przez samurajów. Zacieramy łapki!

Kanazawa

Kanazawa, więcej świątyń

Zaczynamy od Teramachi Temple Area, czyli dzielnicy pełnej świątyń, w tym słynnej świątyni ninja. Szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się miejsca z takim klimatem. Oaza ciszy i spokoju, a przy tym bardzo klimatyczna, a w dodatku w środku miasta i z ładnymi widokami na rzekę. Można spacerować dobrą godzinę a nawet dłużej przechodząc od jednej świątyni do drugiej. Jeśli lubicie klimatyczne cmentarze (porośnięte mchem groby, spróchniałe pnie i stare, bardzo stare nagrobki), Teramachi Temple Area jest dla was.

Kanazawa: z wizytą u samurajów i gejsz

Płynnie przeszliśmy stąd do dzielnicy gejsz Nishichaya-machi. Dzielnica to może za dużo powiedziane, to raczej ulica z tradycyjnymi herbaciarniami ukrytymi w pięknym drewnianych domach. Niestety byliśmy za wcześnie. Nic się nie działo – trudno wymagać, żeby herbaciarnie były otwarte o 10 rano, ale i tak miło było przejść się po tak nastrojowym miejscu, a nawet przysiąść na ławce i przekąsić przygotowaną wcześniej kanapkę. 

Posileni, ruszyliśmy dalej w kierunku dzielnicy samurajów (Nagamachi Bukeyashikiato), gdzie po raz pierwszy natknęliśmy się na duże zagęszczenie turystów. Znaleźliśmy fantastyczny mały sklepik z porcelaną, gdzie dosłownie wiłam się z bólu chcąc kupić absolutnie wszystko. Przepiękne czarki, filiżanki, talerzyki, podstawki pod pałeczki. Wszystko ręcznie robione i unikatowe. Dla tych dysponującym większym budżetem ciekawą opcją może być wizyta w jednym z domów samurajów – wystarczy podążać za zorganizowanymi wycieczkami. Z kolei wieczorem można udać się do jednej z licznych herbaciarni, ale to kosztowna impreza. 

Kanazawa

Kenroku-en, park nad parkami

Absolutnym „must do” w Kanazawie nie są jednak ani świątynie ani tradycyjne dzielnice (choć naprawdę warto je zobaczyć będąc w mieście). Jest nim Kenroku-en („ogród sześciu wspaniałości”). De facto bardziej niż ogród, jest to ogromny park. Wstęp kosztuje 310 jenów i warto wysupłać tą kwotę. Spacerując po Kenroku-en łatwo stracić poczucie czasu. Rzeczywiście Kenroku-en doskonale odzwierciedla sześć japońskich wspaniałości, czyli złotych zasad ogrodu chińskiego: przestronności, odosobnienia, atmosfery, starożytności, płynącej wody, widoków i oryginalności. Panuje niesamowita atmosfera. Niby jesteśmy w centrum miasta, rzut beretem od nas znajduje się dzielnica Korinbo i zamek, a odnosimy wrażenie, że znajdujemy się gdzieś bardzo daleko zarówno w przestrzeni jak i w czasie. Wartko płynące potoki, małe wodospady, stawy pełne karpi i oczywiście wszechobecne wiśnie. Niestety nie dane nam było zobaczenie kwiatów w pełnym rozkwicie, ale dostaliśmy chociaż namiastkę tego, jak Kenroku-en musi wyglądać w kwietniu. Naszą uwagę przykuły również dziwne konstrukcję zbudowane dookoła drzew. Widzieliśmy je już w Takayamie i wydawało nam się, że gwieździście odchodzące liny mają chronić gałęzie drzewa przed złamaniem się pod ciężarem śniegu. Rzeczywiście. Zimą spada solidna porcja śniegu nie tylko w japońskich Alpach, ale również w Kanazawie. Wydaje mi się niesamowicie japońskie, że nawet drzewom można zapewnić ochronę w sposób tak estetyczny, tworząc przy okazji pretekst do celebracji. 

Kanazawa

Kanazawa

Zamek w Kanazawie i świątynia Omaya

Z ogrodu wystarczy przejść przez most i już jesteśmy na terenie zamku w Kanazawie. Niestety, jeśli spodziewacie się majestatycznego japońskiego zamku, musicie wybrać się gdzie indziej, przynajmniej na razie. Zamek spłonął w 1881 roku, ocalała jedynie brama Ishikawa-mon. Można jednak liczyć, że za kilka lat prace restauracyjne dadzą efekt i będzie można zobaczyć zamek w pełnej krasie. 

Wracając do hotelu odwiedziliśmy świątynię Omaya – kolejna oaza zieleni i spokoju w środku miasta. Uroczy park z przerzuconymi nad wodą kładkami, kwitnąca wiśnia i bardzo klimatyczna atmosfera. Warto zajrzeć, szczególnie, że z zamku można przejść bezpośrednio do świątyni, skąd z kolei wychodzi się wprost do dzielnicy Korinbo.

Kanazawa

Całkiem celowo ominęliśmy szerokim łukiem inną dzielnicę gejszy – Higashi-chayamachi, najbardziej popularną wśród turystów. Zajrzeliśmy za to do sąsiedniej Kazuemachi, a także na targowisko Omi-cho. Trochę pod publiczkę, trochę dla mieszkańców. Chyba jednak gdzieś muszą być bardziej autentyczne bazary… ale cóż, nie można mieć wszystkiego. 

Kanazawa

 Bądźmy w kontakcie!

  • Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
  • Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
  • Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.

Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 2 Comments

    1. Cześć Milena! Z całego serca polecamy Japonię! A Kanazawa to rzeczywiście miłe miasto, a do tego pełne atrakcji. Bez dwóch zdań warto zahaczyć jeśli będziecie w okolicy 😉 Choć muszę przyznać, że teraz na tapecie jest Tadżykistan. To, co tutaj oglądamy i doświadczamy, bije na głowę (prawie, haha) wszystko… Pozdrowienia!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »