skip to Main Content
imigrant

Co czyni nas imigrantami?

– Hello – mówi do mnie nieśmiało piękna kobieta ubrana w sari. Obok przebiega jej śniady kilkuletni syn, który czasami doprowadza mnie do szału kiedy razem z kolegami krzyczy w niebogłosy. Nie jesteśmy jednak w Indiach, choć zapachy, które docierają do mnie w porze kolacji ewidentnie wskazują właśnie na to. Jesteśmy na podwórku australijskiego osiedla, gdzie wynajmujemy mieszkanie. My i dziesiątki innych rodzin. Imigrantów z różnych części świata. Kiedy stoję na balkonie i piję poranną kawę widzę różne kolory skóry i rysy: ciemnoskóre twarze z różnych zakątków Afryki, drobnych i śniadych Nepalczyków i Hindusów, skośnookich Chińczyków, ciemnowłosych Filipińczyków i Indonezyjczyków.

Inność to dla wielu coś, co odróżnia imigrantów, coś co dzieli społeczeństwo na „nas” i „ich”. Inny kolor skóry, inne wyznanie, inny ubiór, inne rysy. Imigranta łatwo dostrzec w tłumie. Ale czy na pewno? Przecież my, biali Europejczycy, również nimi jesteśmy. Choć na ulicy nikt nie odróżnia nas od białych Australijczyków, to jednak kolor naszej skóry wysyła konkretny sygnał. Pochodzimy z lepszej części świata. Tej, która gwarantuje opiekę medyczną, utwardzone drogi, sprawnie funkcjonujący system transportu publicznego, demokratyczne wyboru, swobodę wypowiedzi, pełne brzuchy, półki w sklepach i w lodówce. Biel naszej skóry jest ważniejsza niż brak australijskiego akcentu i tysięcy dolarów na koncie. Przynajmniej na początku.

A jednak my również jesteśmy imigrantami. Tak samo jak hinduska rodzina z parteru, choć jest coś, co nas różni. My przyjechaliśmy do Australii w jednym celu – zarobić pieniądze na kolejny etap podróży. Jesteśmy tu tylko przejazdem, możemy sobie zatem pozwolić na nieco krytyczne obserwowanie rzeczywistości. Mamy też dokąd wrócić. Hinduska rodzina liczy na to, że zostanie tu na stałe. Są pierwszym pokoleniem imigrantów. Nie chcą wrócić do swojego kraju, bo szukają lepszego i, być może łatwiejszego, życia. Czy jest w tym coś złego? Niektórzy z nich na pewno wyrwali się z kręgu ubóstwa i są w stanie zrobić wszystko, przełknąć każde upokorzenie, żeby zapewnić swoim dzieciom lepszy start. Inni, tak jak my, chcą po prostu zarobić. Zacząć od nowa, poszukać szczęścia w nowym miejscu.

I tak zarówno nasi hinduscy sąsiedzi, jak i egipscy znajomi (w Australii od 15 lat, w tej chwili mają już podwójne obywatelstwo), hiszpańscy przyjaciele (w Australii od 4 lat w celu czysto zarobkowym) i wenezuelscy współpracownicy (na kosztownej wizie studenckiej, w kraju od blisko 2 lat). Wszyscy czegoś szukają w Australii i aby to znaleźć zgodzili się na bycie imigrantami.

Kilka miesięcy temu w Tajlandii długo zastanawialiśmy się, co robić kiedy zobaczymy dno skarbonki. Próbować szczęścia w Chinach jako nauczyciele angielskiego? Zostać w Tajlandii i pracować z turystami na tajskim Phuket? Wrócić do Europy i szukać pracy w Skandynawii lub w Hiszpanii? Czy może jednak postawić na Australię, która jest w końcu tak blisko? Łamaliśmy sobie głowy, spędzając godziny przy komputerze. Prowadziliśmy zażarte dyskusje i analizowaliśmy wszystkie za i przeciw aż przyszło otrzeźwienie.

Jak bardzo jesteśmy uprzywilejowani, że możemy stawiać przed sobą takie dylematy! Nasi aktualnie sąsiedzi nie mieli tylu opcji. Dla nich był tylko wóz albo przewóz, w dodatku okupiony niebotycznymi kosztami (które dotyczą i nas), długami (całe szczęście nie) i upokorzeniami (w zasadzie też nie). Dla nas zawsze pozostaje powrót – Europa na nas czeka, a paszporty Unii Europejskiej otwierają przed nami drzwi w wielu krajach. W wielu z nich możemy legalnie pracować i mieszkać. W Australii za ten przywilej musieliśmy zapłacić grube tysiące dolarów. Musieliśmy też wykazać, że choć to najlepszy kraj na świecie, to jednak nie chcemy tu zostać na stałe. Nie musieliśmy za to wykonywać kosztownych badań, potwierdzających idealny stan naszego zdrowia, co czeka 99% Azjatów i Latynosów. Nie musieliśmy udowadniać, że nasze konta bankowe w Europie są pełne gotówki (co musieli na przykład zrobić nasi znajomi z Wenezueli, zapożyczając się przy tym po uszy). Jesteśmy w końcu z Europy a to ciągle coś znaczy na świecie. Kolonializm tylko oficjalnie poszedł w niepamięć.

Dla nas świadomość bycia Europejczykami powoduje skrajne odczucia. Z jednej strony czujemy się uprzywilejowani. Strefa Schengen to dla wielu marzenie, początek nowego życia, ziemia obiecana. My mamy ją w zasięgu ręki, dostępną w każdym momencie. To niesamowicie pocieszająca świadomość, kiedy nagle zdajesz sobie z tego sprawę. Czuję wdzięczność i ulgę kiedy myślę, że mam dokąd wrócić, że stoi przede mną otworem cały kontynent, po którym mogę podróżować bez żadnych ograniczeń, gdzie mogę pracować i żyć. Z drugiej jednak strony siedzi we mnie poczucie winy. Musiałam stać się imigrantką, żeby zdać sobie sprawę z komfortu i bezpieczeństwa, który mam w zasięgu ręki. Co jednak z tymi, którzy go nie mają? Co z tymi, którzy urodzili się w Syrii, na Filipinach czy Sudanie?

W krajach takich jak Tajlandia czy Indonezja rzadko mówi się o białych imigrantach. Tam jesteśmy ekspatami. Imigrant to z założenia ktoś ubogi, inny, kto wykonuje najcięższe prace za najniższe wynagrodzenie. A przecież czegoś takiego nie będzie robił biały imigrant w Azji. Dlatego w Azji nie ma białych imigrantów, są za to ekspaci… :/

Swoją drogą to ciekawe, że słowo imigrant ma w tej chwili tak negatywną konotację, nawet tutaj w Australii. A jednak bez nas ten kraj stanąłby w miejscu. Nie byłoby komu sprzątać, gotować, budować. Australijczycy nie byliby w stanie zjeść lunchu w restauracji ani wypić porannej kawy. Urzędy świeciłyby pustkami, bo urzędnicy to w przeważającej części imigranci. Australia stałaby się krajem sparaliżowanym i nudnym, bo zniknęłaby cała różnorodność kulturowa, która czyni ten kraj tak ciekawym. Dlaczego zatem tak bardzo boimy się imigrantów? Dlaczego w Polsce rośnie niechęć w stosunku do Ukraińców? Dlaczego Hiszpanie narzekają na Latynosów, Niemcy na Turków, itp., itd.? Może warto choć na chwilę stać się imigrantem? Powalczyć o swoje w zupełnie nieznanej rzeczywistości, poznać gorycz wizowych batalii. Być może wtedy zdamy sobie sprawę, że imigrant to nie żaden obcy, ale człowiek z krwi i kości – taki jak my.


Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie

A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe. 

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 3 Comments

  1. Mieszkam w Chinach od ponad trzech lat i do tej pory ani raz nie zdarzyło się, żeby ktoś był dla mnie niemiły, bo jestem obcokrajowcem. Ani raz!
    No ale trzeba pamiętać, że Azja to jednak zupełnie inna rzeczywistość i ciężko porównywać ją do Europy lub Ameryki. Poza tym, widzę, że imigranci z Afryki już tak dobrze w Chinach nie mają i przypuszczam, że podobnie jest w przypadku innych Azjatów, np. Filipińczyków, których w Chinach ostatnio coraz więcej.

  2. Ja dodam od siebie, że pracując w Chinach, rzeczywiście nie czuję się jak imigrantka. Dla mnie w dużej mierze to przygoda i możliwość poznania innej kultury. Ponadto, Chińczycy nie traktują białych jak imigrantów, a wręcz przeciwnie, często dają nam odczuć jacy to jesteśmy wspaniali i bardzo o nas zabiegają.

    1. Mieliśmy w Chinach bardzo podobnie, choć oczywiście my tylko podróżowaliśmy. W Waszym przypadku jest zupełnie inaczej, ale tak czy inaczej, fantastycznie, że nie spotykacie się z żadnymi negatywnymi reakcjami. Bardzo żałuję, że ostatnimi czasu słowo imigrant zaczęło się tak źle kojarzyć 🙁

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »