Jestem naganiaczem. Po drugiej stronie lustra
Naganiacze, uliczni sprzedawcy, dzieci, dorośli i starcy. Wszyscy próbują ci coś sprzedać: zestaw pocztówek, spodnie, szal, zimną wodę albo świeżego kokosa. Traktujesz ich jak namolne muchy, rzucając chłodne „no, thank you”. Nie widzisz w nich ludzi, widzisz w nich sępy, które chodzą za tobą krok w krok i nie pozwalają w spokoju podziwiać atrakcji. A gdyby tak zobaczyć w nich ludzi? Postawić się w ich sytuacji? Na chwilę zamienić się rolami?
Nagle masz trzynaście lat i pomagasz rodzinie. Twoja trójka rodzeństwa również pomaga. Chodzi krok w krok za turystami proszą o kilka kyattów. Ty masz odpowiedzialne zadanie. Zapalasz świeczki na stromych schodach prowadzących do jednej z wielu świątyń w ogromnym kompleksie Bagan. Oświetlasz drogę po stromych schodach dla zagubionych turystów.
Świeczki są małe i szybko się wypalają, ale są też tanie, więc liczysz, że kilka kyattów, które za nie zapłaciłeś w ciągu dnia zwróci ci się z nawiązką. A na pewno zarobisz podczas zachodu słońca kiedy do świątyni przyjeżdżają autokary pełne turystów obwieszonych aparatami i kamerami. Orientujesz się już, że czasami mają ze sobą równowartość tego, co ty i twoja rodzina wydajecie przez dwa lata.
Ale turyści patrzą się na ciebie z góry i oświetlają sobie drogę drogimi latarkami. W tym czasie twoja starsza siostra (jest już właściwie dorosła, ma 15 lat) chodzi za każdą biała twarzą usiłując sprzedać tanie wydania książek Orwella i Kiplinga. Ma je w kilku językach: po angielsku, niemiecku, francusku i hiszpańsku. Lata praktyki zrobiły swoje – bez problemu rozróżnia języki i zagaduje turystów w ich ojczystym języku. Chodzi za nimi z nadzieją, że w końcu uda się coś sprzedać. Podobnie jak ty, w szkole nauczyła się tylko pisać i czytać. Potrafi też liczyć, ale bardziej dzięki pracy, którą wykonuje od ponad pięciu lat.
Rodzice natomiast sprzedają zimne napoje. To najpewniejsze źródło dochodu. Jest gorąco, więc butelki zimnej wody albo coca-coli rozchodzą się szybko. Jest to łatwiejsza praca, po prostu stoją przy swoim małym, bambusowym straganie zagadując białe twarze. Twoja siostra musi za nimi chodzić. Czasami wspina się na samą górę pagody, szczególnie podczas zachodu słońca kiedy turyści czekają aż rozpalona tarcza zniknie za horyzontem. Niektórzy ją przeganiają, najpierw delikatnie, potem coraz agresywniej. Nie rozumieją, że każda sprzedana książka to kilka posiłków dla całej rodziny.
Twoja siostra dawno straciła już dumę. Na początku bolały ją spojrzenia pełne litości albo gniewu. Denerwowała się kiedy ją ignorowano czy traktowano jak powietrze, jak gdyby w ogóle jej tam nie było. Czasami zastanawiała się czy ludzie są głusi czy może ślepi? Przecież trzy tysiące kyattów (trochę ponad dwa dolary) to dla nich jak splunięcie… Zamiast kolejnego piwa mogliby zabrać do walizki książkę, piękną pamiątkę. Mogliby potem opowiadać, że kupili ją w samym sercu Bagan.
Kiedyś nie mieściło jej się w głowie, że turyści pokonują setki, a często tysiące kilometrów z odległych krajów, żeby podziwiać coś, co ona widzi codziennie odkąd przyszła na świat, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co najważniejsze – duchową wartość tego miejsca i mieszkańców, którzy starają się uszczknąć chociaż trochę z ogromnej turystycznej machiny. Teraz przestała się już nad tym zastanawiać. Wykonuje swoją pracę mechanicznie. Nadal udaje jej się zachować uśmiech, tylko teraz uśmiecha się nie dlatego, że chce, tylko dlatego, że zauważyła prostą zależność – częściej udaje jej się sprzedać książkę jeśli się uśmiecha. Mało kto zauważa, że jest smutna, a jej uśmiech jest pusty i wymuszony. Ludzie wskazują ją palcami i podziwiają szczerze uśmiechniętą, śliczną birmańską dziewczynę. Często robią jej zdjęcia, rzadko prosząc o zgodę. Nie znosi tego, ale co jej pozostało? Musi być miła jeśli chce przynieść do domu trochę gotówki.
Tak bardzo chciałaby po prostu porozmawiać z turystami, niektórzy są tylko trochę od niej starsi. Śmieją się, dowcipkują i robią zdjęcia. Chciałaby poczuć się wreszcie jak nastolatka, którą jest, ale tylko tobie się do tego przyznaje. Chciałaby też zrozumieć dlaczego czasami turyści patrzą się na nią ze złością, dlaczego przeganiają jak namolną muchę.
***
A teraz znowu jesteś turystą. Przyjechałeś nacieszyć wzrok monumentalnymi świątyniami w Bagan. Trudno jednak znaleźć puste miejsce do podziwiania zachodu słońca. Dojeżdżasz zatem do jednej z turystycznych świątyń. Jeszcze nie wyłączyłeś silnika elektrycznego skutera, a już widzisz jak pędzą w twoim kierunku. Najpierw kobieta wykrzykująca „cold water, cola”, za nią młody chłopak z naręczem kolorowych spodni, a na końcu ładna nastolatka, która najpierw rezolutnie cię zagaduje. Jeszcze nie wiesz co trzyma w torbie, ale już po chwili kiedy orientuje się, że jesteś Francuzem, wyciąga tanie wydanie Orwella i Kiplinga po francusku. Idzie za tobą krok w krok, nieco sennym głosem powtarzając jak mantrę „nie chce pan książki?”. Myślisz, że to pewnie jedyne zdanie, które zna po francusku. Nie wiesz czy się denerwować czy raczej żałować przedsiębiorczej dziewczyny. Po czwartym „no, merci” zaczynasz się wkurzać.
Dziewczyna krąży wokół ciebie i kilku innych turystów jak namolna mucha. Kiedy wreszcie zajmujesz dobre miejsce do zrobienia tego jedynego, najlepszego zdjęcia, obok wyrasta ona i kiedy ty marzysz o wyciszeniu i podziwianiu spektaklu, który rozpoczyna się przed tobą, dziewczyna znowu zaczyna cię przekonywać, żebyś kupił książkę. Żaden argument jej nie przekonuje, próbujesz tłumaczyć po francusku i po angielsku, że nie potrzebujesz książki, że nie masz pieniędzy, że nie zmieści ci się do plecaka, a w końcu kiedy już masz naprawdę po dziurki w nosie namolnej nastolatki, prawie na nią krzyczysz. Ty i czwórka innych turystów. Dziewczyna odchodzi. Smutna i pokonana, a tobie robi się głupio. Nie wiesz czy oszałamiający widok jest tego wszystkiego wart…
Bądźmy w kontakcie!
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
Tak, kiedy się mentalnie stanie po drugiej stronie, łatwiej zrozumieć sytuację sprzedawcy. Ale w podróży odwiedzam wiele miejsc, wielu sprzedawców wody, książek, pocztówek, spodni, wszelakiego śmiecia. Nie mogę i nie chcę kupować tego wszystkiego, co mi wmuszają. Tekst sprawił, że poczułam się winna. To tylko 2 dolary, dla mnie niewiele, dla nich -tam- dużo. Więc pomnóż to setki razy. Nadal niewiele? Nie wiem właściwie w jakim celu napisaliście ten tekst. Kogo trzeba potępić, turystę, który jest agresywnie nagabywany i widziany jako opakowanie na pieniądze, czy tę dziewczynę, która za nim chodzi, słyszy odmowę wiele razy, po czwartym razie już wypowiedzianą ze złością, ale nadal nie rozumie i nadal nagabuje, aż w końcu w desperacji na nią krzyczysz i dopiero wtedy daje Ci spokój, ale ona odchodzi ze wstydem, a i Ty ze wstydem, że się tak rozdarłeś. Kto tu winien?
Zofia, przede wszystkim dzięki za tak długi i przemyślany komentarz. Ten tekst powstał pod wpływem chwili. Czekaliśmy na autobus w Yangon i naszła mnie refleksja po kilku dniach spędzonych w Bagan. Nie przyświecał mi żaden konkretny cel ponad przelanie na papier osobistych refleksji. Trudno tu mówić o winnych, bo przecież jako turystka nie będę za każdym razem kupowała zupełnie niepotrzebnych mi rzeczy. Z drugiej strony nie chcę traktować ludzi, którzy w ten sposób zarabiają na życie jak namolnych much. Tylko… no właśnie, czasami trudno inaczej. Jeśli podziękujesz raz, drugi i trzeci, za czwartym ogarnia cię wkurzenie. To zamknięte koło. Jednak myślę sobie, że czasami warto pomyśleć jak jest po drugiej stronie barykady.