skip to Main Content

Goodbye Nepal, welcome India!

Na początku krótkie wyjaśnienie – jesteśmy głęboko w górach i łącze internetowe nie pozwala na ładowanie zdjęć. Ledwo jesteśmy w stanie sprawdzić pocztę i wrzucić posty. Postaramy się nadrobić zdjęciowo kiedy wyjedziemy z Ladakh (ale pewnie trochę to potrwa, bo jest tutaj WSPANIALE!!!). A teraz wracając do tekstu…

Przykro to powiedzieć, ale Nepal nie zmył pierwszego złego wrażenia. Ostatnie chwile w tym kraju tylko upewniły nas w przekonaniu, że nie jest to miejsce dla nas. Kupiliśmy bilety z Katmandu do granicy, ale oczywiście okazało się, że nasz wygodny i klimatyzowany autobus nie dowiezie nas do granicy w Sunauli. 10 km przed granicą przerzucono nas do lokalnego minibusa, rozrywając przy okazji mój pokrowiec na plecak. Ten gruchot miał dowieźć nas do granicy i dowiózł, ale jakież było nasze zdziwienie kiedy kierowca zażądał od nas opłaty za przejazd. Co więcej chciał, żebyśmy mu zapłacili 15 rupii od osoby, kiedy widzieliśmy, że inni pasażerowie (Nepalczycy) 10 rupii. Kiedy pokazałam mu bilet, na którym było jak wół napisane Katmandu – Sunauli, rzucił mi, że w Nepalu jest wiele złych ludzi i oszukują turystów. Roześmiałam mu się w twarz. Kwintesencja Nepalu. Przykry niesmak pozostaje, bo niestety takie zachowanie zdaje się być tutaj normą.

Indie przywitały nas brudem, pyłem i strasznym upałem. Powietrze parzyło, gorący pustynny wiatr zamiast ochłody, pogarszał nasze ogólne samopoczucie. Granica jak to granica, brzydka i głośna. Choć początkowo po ponad dziewięciu godzinach w drodze myśleliśmy spędzić tu noc, po krótkim spacerze stwierdziliśmy, że jedziemy dalej. Liczyliśmy na podróż wygodnym jeepem, który ponoć pokonuje trasę do Gorakhpur w dwie godziny, ale zamiast tego wsiedliśmy do zapełnionego autobusu. Cudem udało nam się znaleźć wolne miejsca, ale prawdę powiedziawszy czułam się trochę jak w sali tortur. Nie jestem wysoka, mam tylko 160 cm wzrostu, ale moje kolana zupełnie nie mieściły się w między fotelami. Całą drogę wpijały się w szorstką i kłującą powierzchnię przedniego fotela i zupełnie nie mogłam się ruszyć. Przez cztery godziny odpierałam ataki siedzącej obok mnie Induski, która sprytnie nogi trzymała w przejściu, za to całym swoim obfitym ciałem napierała na mnie. Prawdziwie indyjskie przeżycie. Kiedy dojechaliśmy do Gorakhpur i wstałam, prawie się przewróciłam, bo zupełnie straciłam czucie w nogach. Grunt, że dojechaliśmy i to w jednym kawałku, w dodatku całą drogę siedzieliśmy. Nie było tak źle 😉

Głodni, brudni i zmęczeni, ale z perspektywą prysznica i noclegu w jednym z dworcowych hoteli. Najpierw poszliśmy na stację kupić bilety do Varanasi. Było już po 20 i dużą część kas była zamknięta. Całe szczęście trafiliśmy do kasy turystycznej i okazało się to cudownym wynalazkiem. Udało nam się kupić dwa bilety na 6 rano. Zadowoleni udaliśmy się w kierunku hoteli. Jakie było nasze zaskoczenie kiedy okazało się, że tylko w dwóch „hotelach” (a jest ich chyba około piętnastu vis a vis dworca) są wolne pokoje. Te dwa „hotele” dysponowały pokojami przypominającymi zasyfione nory, bez światła, z pełnym wyborem robaków zgodnie z maksymą „dla każdego coś dobrego”. Zgodnie stwierdziliśmy, że wolimy przekimać się na dworcu. Tak też zrobiliśmy. W towarzystwie dzikich tłumów Indusów przespaliśmy całkiem wygodnie całą noc, a później z półgodzinnym opóźnieniem ruszyliśmy pociągiem do Varanasi. Przed nami spotkanie z kwintesencją Indii!!


Spodobał Ci się ten post? Puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij. Możesz nas również śledzić na instagramie

A może chcesz się zapisać do naszego newslettera? Co miesiąc w Twojej skrzynce nowości, rady i aktualności blogowe. 

The following two tabs change content below.

Kasia

Z zamiłowania kucharka (chyba jeszcze bardziej chlebowa „piekarka”) i miłośniczka wszelkiej maści kotów i psów. Z zawodu iberystka i socjolog. Do niedawna pracownik korporacji z akademickim zacięciem. Graficzne i plastyczne antytalencie, które całkiem łatwo przyswaja języki obce i nawiązuje kontakty z innymi osobnikami. Otwarta, gadatliwa, a czasem nadaktywna. Szybko wpada w zły humor, kiedy jest głodna 😉

This Post Has 0 Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back To Top
Translate »