Dwa filmy o Australii, które warto zobaczyć
„Australia” i „Tracks” (tłumaczone na jęz. polsko jako „Ścieżki” lub „Tory”) to dwa filmy o Australii, które naprawdę warto zobaczyć chociażby przez wgląd na niesamowite zdjęcia, ale nie tylko.
„Australia”. Film o Australii, który widziałam w Chile
Zacznijmy od „Australii”. Melodramat, epopeja, dramat historyczny, trudno klasyfikować, a że nie jestem krytykiem filmowym, powiem tylko, że to jeden z moich ulubionych filmów. Pierwszy raz widziałam Australię w Santiago de Chile w 2008 roku i wyszliśmy z Victorem z kina zachwyceni. Na dużym ekranie bezkres pustkowi Northern Territory robił niesamowite wrażenie.
Darwin lat 30-tych XX wieku ma w sobie coś z Dzikiego Zachodu i kiedy chodziłam po ulicach stolicy stanu NT, szukałam śladów Drovera (Hugh Jackman) i lady Ashley (Nicole Kidman). Niestety znalazłam tylko idealnie czyste ulice i upojonych procentami Aborygenów. Kiedy jednak wyjedzie się z miasta i po 300 km odbije się na zachód, klimat „Australii” czuć w powietrzu. Rozgrzane powietrze, czerwona ziemia i wyrastające znikąd skały. Jak mówią w filmie, „ta ziemia ma magiczną moc” i chyba coś w tym jest.
Nie można się dać zwieść krytykom. „Australia” to nie ckliwy melodramat, ale wielowątkowa epopeja ukazująca Darwin przed bombowym atakiem Japończyków w 1942 roku i zaraz po nim. Jackman i Kidman grają widowiskowo i z czystym sumieniem mogę polecić ten film na sobotnie popołudnie.
„Tracks”, z wielbłądami do celu
Lata siedemdziesiąte XX wieku, Alice Springs, gorący, czerwony środek wyspy. Z ciężarówki wyskakuje młoda kobieta z psem. Z lekkim niepokojem rozgląda się dookoła jak gdyby zastanawiała się co robi w tym zapomnianym przez boga miejscu. Nie mamy jednak do czynienia z kruchym kwiatem, lecz zdecydowaną i zdeterminowaną kobietę. Robyn (dokonała Mia Wasikowska) szybko znajduje tymczasową pracę, a wkrótce przeprowadza się na farmę wielbłądów. Wielbłądy?! W Australii? Owszem i to w ogromnych ilościach. Tak było w latach 70-tych i tak jest do dzisiaj. Nie zapominajmy, że Oz jest jedną wielką pustynią.
„Tracks” opowiada prawdziwą historię Robym Davidson, 27-letniej Australijki, która w 1977 roku wyruszyła pieszo w blisko 3000-kilometrową podróż z Alice Springs na zachód. Jej celem był Ocean Indyjski, a towarzyszami cztery wielbłądy i psi przyjaciel, Diggity.
Po blisko dwóch latach pracy z wielbłądami Robyn jest gotowa do drogi. Brakuje jej jednak pieniędzy. Pomoc pojawia się w postaci National Geographic, a konkretnie gotówki i fotografa Ricka Solomona, która ma dyskretnie towarzyszyć zwierzęco – ludzkiej karawanie. Dzięki niemu możemy na własne oczy zobaczyć niesamowite zdjęcia i jak naprawdę wyglądała wędrówka Robyn.
„Tracks” to po trosze film drogi, a po trosze filozoficzna opowieść o samotności. Słowa pojawiają się sporadycznie, zaś równoprawnymi bohaterami filmu są krajobrazy, cisza i pustka. Robyn powoli idzie przed siebie, walcząc z własnymi słabościami, uprzedzeniami, a w końcu sławą. Wieść o jej przedsięwzięciu odbija się szerokim echem.
Jeśli lubisz klimatyczne, nieprzegadane filmy z pięknymi zdjęciami, koniecznie obejrzyj „Tracks”. To zupełnie inna Australia. Pusta, sucha, pełna sprzeczności. A sam film skłania do refleksji. Gorąco polecam!
Przede mną lektura książki Robyn, podobno równie dobrej, jeśli nie lepszej od filmu. Obiecuję zdać relację.
P.S.
Zarówno film jak i książka zostały przetłumaczone na język polski, ale jest dość duża rozbieżność w tytułach. Film pojawia się bowiem jako „Tory” i „Ścieżki”, natomiast książkę opublikowano pod tytułem „Na zachód od Alice Springs”. O książce pisałam tutaj – klik.
Bądźmy w kontakcie!
- Obserwuj nas na Facebooku: Kasia & Víctor przez świat
- Zajrzyj na naszego Instagrama. Na stories możesz zobaczyć gdzie jesteśmy i co porabiamy.
- Zapisz się do naszego newslettera. Raz w miesiącu otrzymasz od nas maila z radami i aktualnościami blogowymi.
Jeśli lubisz to, co robimy i spodobał ci się ten post, puść go dalej w świat – naciśnij kolorowy przycisk poniżej i udostępnij (będziemy ogromnie wdzięczni). Wesprzyj nas komentarzem, lajkiem. To wiele dla nas znaczy. Dziękujemy!
Kasia
Ostatnie wpisy Kasia (zobacz wszystkie)
- Islandia. Rozczarowanie i porażka - 30/11/2020
- Tu i teraz (14) Polska 2020: powrót do „normalności” (?!) - 15/11/2020
- Islandzkie wodospady (1) Fitjarfoss, Hraunfossar i Barnafoss - 14/07/2020
This Post Has 0 Comments